wtorek, 6 października 2009

Lekcja religii

Młody Młody wrócił dziś ze szkoły (o ile oddział przedszkolny w szkole można nazwać szkołą).
- Jak było dzisiaj w "szkole"? - zapytała mama.
- Dobrze - odpowiedział na odczepnego.
- A co było na religii?
- Koszmar! Jakiś facet najpierw zabił baranka a potem pomazał drzwi od chałup jego krwią! Biedny baranek...
Z kontekstu się domyśliłem, że dziś ksiądz opowiadał im o plagach egipskich. Ale czym są plagi egipskie w epoce Stevena Kinga?

Pomyślałem o tym, że nam przydałby się jakiś taki "społeczny projekt" jaki w Egipcie. Roboczo można go nazwać właśnie "plaga". Polegałby on na powszechnym akcie obywatelskiego nieposłuszeństwa, w stosunku do chorej administracji, kretyńskich przepisów i jak nazywa to R. Ziemkiewicz "codziennego pływania w kisielu". Choć oczywiście dla celów osłabienia czujności wroga, można byłoby ciągnąć z Afryki czarownika, aby rzucił urok na choćby taki ZUS czy UKS. :-)
W kraju, gdzie nie można wyciąć bez zgody urzędnika własnego drzewa na własnej działce, a wybudowanie domu wymaga według relacji mojego kolegi zgromadzenia 7 kg dokumentów, ludzie muszą w końcu przejąć kontrolę nad systemem. System tak ich kocha i przytula, że od tych pieszczot niedługo się podusimy. System traktuje nas jak idiotów, niezdolnych do samodzielnego myślenia. Przypomina mi to "Wyjście z cienia" Janusza Zajdla. Tam okupowana przez kosmitów Ziemia wyzwala się dość łatwo. Okazuje się, że kosmici nie byli tacy potężni. U nas wbrew piosence Młynarskiego "na jednego mieszkańca nie przypada jeden szeryf", ale do czasu. Analogie jednak są: w piosence ginie kasa i u nas też...

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Jak masz ochotę to skomentuj