poniedziałek, 5 października 2009

O rzeczach oczywistych. O partiach politycznych

Co to partia? Każdy wie. Organizacja społeczna, której celem jest przejęcie władzy. Partia ma ideały, ideologie, program statut i struktury. Można byłoby powiedzieć, że partia polityczna jest niczym innym jak grupą społeczną. Ta z definicji ma cel i strukturę, a dla jej powstania wystarczą trzy osoby. Grupy mogą być formalne i nieformalne. Nieformalną grupą jest np. gang. Czym zatem różni się gang od partii politycznej? Poza tym, że jedna statura działa formalnie a druga nie – praktycznie niczym. Oddzielną kwestią jest oczywiście motywacja przystąpienia do gangu i partii. Były takie gangi – jak ten Janosika, czy Robin Hooda, które działały w imię wyższych celów. W przypadku partii jest tak samo. Jedni działacze wstępują do nich uwiedzeni statutem i chęcią społecznej działalności, inni z chęci napchania kabzy i dla władzy. Generalnie większość to towarzystwo mieszane z przewagą geszefciarzy oczywiście.
Cechą charakterystyczną polskich partii politycznych, zresztą jak większości organizacji społecznych jest ich fasadowość. Nawet ugrupowania sejmowe nie posiadają silnych struktur. De facto poziom społecznego odrzucenia tychże organizacji jest tak duży, że tak zwane koła czy podstawowych organizacji to czysty mit i statutowy wymysł. Odziedziczyliśmy to po PRL, w którym do partii ludzie zapisywali się tylko po to, aby łatwiej dostać mieszkanie, kupić samochód, czy pralkę Franię. Po mimo upływu 20 lat tzw. demokracji nic się nie zmieniło. Najlepszym przykładem tego zjawiska są oczywiście struktury PSL. Parta ta do tego stopnia zapomniała o swych ideowych korzeniach, że nawet jej liderzy w tej kwestii się gubią. W tej chwili ta partia to nic innego jak tylko niezależny kanał dystrybucji stanowisk w administracji publicznej. Nie jakiś wielkich stołów dla grubych ryb, ale małych stołeczków, dla sekretarek, referentów - zwłaszcza na wsi. Automatycznie daje to poparcie całej rodziny dla jedynie słusznej linii politycznej wójta ze strony całej familii osoby zatrudnionej. To już nie nepotyzm lecz po prostu ganksterka. Bo czym się różni tego typu podejście od porwania dla okupu? Chyba tylko nazwą i kierunkiem, w którym wędruje okup.
Warto nadmienić jeszcze, że wszystkie cztery „wiodące siły narodu” są tak naprawdę wyłącznie tworami fasadowymi, które mają problemy z obsadzeniem połowy miejsc na swych listach wyborczych. Paradoksem polskiego życia partyjnego jest także to, iż im z pozoru partia jest bardziej „kanapowa” tym więcej w niej proporcjonalnie osób działających dla idei.
Największym problemem jest to, że poszczególne parlamentarne partie polityczne ciężko pracowały nad zachowaniem swojego monopolu na władzę. Działają tu dwa instrumenty: Ordynacja wyborcza i konieczność przekroczenia progu 5% oraz dofinansowanie do działalności partii politycznych. Kwestie ideologiczne w tym wypadku schodzą na plan dalszy. Oddzielną kwestią jest iście bolszewicki zabieg zmiany znaczeń poszczególnych terminów, w klasyfikacji ideologicznej. Gdyby tak dobrze się zastanowić, to z pozoru tylko mamy partie lewicowe i te prawicowe. W parlamencie także. Jednak przy dokładnej analizie okazuje się, że wszystkie partie w naszym parlamencie są lewicowe. A gdzie jest prawica? Nie ma! Tak samo jak nie było jej przy okrągłym stole, do którego została zaproszona stworzona wcześniej opozycja, niegdyś wydalona z partii. Podobny proces zachodzi także w innych państwach Europy i w samym parlamencie europejskim, gdzie także to co prawicowe jest tak naprawdę po analizie programów tylko nazwą.

Wnioski:
Stan i kondycja naszych partii politycznych to jedne z głównych problemów naszego życia publicznego. Ostracyzm i obrzydzenie z jakim znaczna część społeczeństwa podchodzi do tych struktur wbrew pozorom jest czynnikiem umacniającym mafijny ich charakter. Paradoksalnie, należy więc jak najbardziej masowo przystępować do tychże struktur zmieniając je od środka, oraz zakładać nowe partie pozbawione starej agentury. Tylko dzięki temu, a nie poprzez wykluczenie się z życia publicznego, społeczeństwo będzie mogło odzyskać pełną kontrolę nad decyzyjnością. Oczywiście niezbędnym elementem jest także konieczność wprowadzenia okręgów jednomandatowych. Ale to już zupełnie inna historia.
Wyobraźmy sobie taką sytuację, że cała masa ludzi idzie i składa masowo deklaracje członkowskie we wszystkich „wiodących siłach narodu”, a potem uczestniczy w ich działalności patrząc aparatczykom na ręce. Potem następuje przejęcie ich oficjalnych struktur. Zrobili to lewacy w latach 60-tych w na zachodzie Europy. Nazywało się to „długi marsz przez instytucje”. Jak widać, doskonale im się udało.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Jak masz ochotę to skomentuj