Rywalizacja wyborcza między Jarosławem, a Bronisławem sprowadza się do problemów niemalże teologicznych. To spór między wyznawcami różnych religii. Bo w istocie jest to konflikt fundamentalnie różnych wizji kraju i świata, którego podstawą jest diametralnie różna diagnoza naszej rzeczywistości. O ile podstawy wiary są naukowo niesprawdzalne i wręcz niedorzecznością wydaje się sama próba interpretacji jednego nieprzystającego świata metodami drugiego, o tyle w przypadku kandydatów na prezydenta konflikt wizji świata może podlegać szczegółowej interpretacji.
Wizja pierwsza:
- żyjemy w szczęśliwym świecie otoczeni przez przyjaciół,
- komunizm runął za sprawą bohaterskiego Lecha W. i jego dzielnej drużyny,
- okrągły stół to wielki bezprecedensowy sukces naszej demokracji,
- służby specjalne nie istnieją lub mają niewielki wpływ na naszą rzeczywistość. Jesteśmy niepodlegli, suwerenni i wolni,
- żyjemy w kraju dostatku, który z dnia na dzień rozwija się doskonale. Jesteśmy wręcz "zieloną wyspą" na mapie pogrążonej w kryzysowych konwulsjach Europy,
- nasze przedsiębiorstwa rozwijają się coraz lepiej. Z uwagi na coraz większe znaczenie naszego kraju na świecie inwestorzy zagraniczni walą do nas drzwiami i oknami,
- Unia Europejska jest najlepszym miejscem do życia na świecie, w którym wolność jednostki jest najwyższą wartością,
- wszystko co stare i dawno wymyślone należy odrzucić. Tylko nowy wspaniały świat współczesności najlepiej pozwala realizować się grupom i jednostkom,
- poczucie elitarności. Skoro podobną wizję świata wyznaje tak wiele wspaniałych osobistości naszego życia publicznego i kulturalnego stanowiących dla nas grupę odniesienia znaczy to, że wizja ta musi być prawdziwa.
Wizja druga:
- żyjemy w miejscu geopolitycznie kluczowym, gdzie ścierają się interesy wielu krajów. Jesteśmy więc czymś w rodzaju terenu sejsmicznie aktywnego, na którym bez względu na to czy nam się to podoba czy nie wstrząsy mają miejsce. W stosunkach międzynarodowych jak w ruchu drogowym obowiązuje zasada umiarkowanego zaufania. Rola jaką nam ostatnio przydzielono to bycie strefą buforową miedzy potęgami. Ponieważ potęgi żyją w tej chwili w chwilowej przyjaźni pojawia się naturalna pokusa rozbioru, podobna do tej jaką ponoć ma w lecie właściciel niepotrzebnego pieca,
- komunizm runął w wyniku zaplanowanego procesu rozmontowywania niewydolnego ekonomicznego systemu nie wytrzymując wyścigu technologicznego i gospodarczego z zachodem. Solidarność i jej sukces to wyłącznie zjawisko lokalne i bardzie kierowany przez służby specjalne eksperyment pokojowego rozmontowywania systemu,
- procesowi temu towarzyszył spektakl okrągłego stołu z udziałem tylko wybranych sił politycznych i przygotowujący fundament dla uwłaszczenia nomenklatury i dwudziestoletnich rządów sitw,
- służby specjalne (zresztą nie tylko nasze) mają przemożny wpływ na naszą politykę i gospodarkę. I wpływ jest na tyle istotny, że w każdym z kluczowych obszarów naszego życia publicznego trudno wręcz mówić o spójności celów, kierunków politycznych bądź ich stabilnej kontynuacji. Nasza suwerenność po wejściu w życie traktatu lizbońskiego jest mrzonką. Inną kwestią jest fakt, że we współczesnym świecie po mistrzowsku zarządzanym metodami cybernetyki społecznej fasadowa niepodległość nie ma żadnego znaczenia i jest jedynie instrumentem w neokolonialnej polityce,
- "Polska jako zielona wyspa" to efekt bardziej kreatywnej statystyki niż realnych ekonomicznych wskaźników. Na tego rodzaju sytuację przemożny wpływ ma względna na tle Europy samowystarczalność naszego systemu gospodarczego (postrzegana zresztą jako relikt komunizmu) oraz konserwatyzm naszych banków w stosowaniu "nowoczesnych instrumentów finansowych". Wszelkie ewentualne sukcesy w tym zakresie nie są zasługą rządu, a brak interwencjonizmu to wynik lenistwa i nie wiedzy, a nie celowego liberalnego unikania interwencjonizmu. Lawinowy wzrost długu publicznego i tak skutecznie ogranicza te śladowe sukcesy. Nasz kraj – administracyjnie przesterowany staje się niestety powoli skansenem wyposażonym tylko w atrybuty nowoczesności bez jej prawdziwych podstaw,
- jesteśmy kolonią gospodarczą zgodnie z koncepcją „mittleuropa”, a nasze przedsiębiorstwa mają utrudniony realny dostęp do zewnętrznych rynków. Z uwagi na warunki geopolityczne nasze przedsiębiorstwa pozbawione są możliwości produkcyjnych i technologicznych poprzez politykę finansową i demontaż przemysłu ciężkiego,
- UE jest finansowym bankrutem i przepaść rozwojowa między nią a innymi częściami świata wydaje się jedynie pogłębiać,
- jak kiedyś dowodził Krasnodębski wiara w ideę postępu to stosunkowo nowy zabobon bo postęp jako pojęcie pojawił się dopiero w XVIII wieku. Ten utopijny i niemal szatański fundament o nieprzerwanym linearnym rozwoju ludzkości i perspektywie przyszłego szczęścia ludzkości był podstawą powstania do formułowania kolejnych filozoficznych utopii i eksperymentów. Tak naprawdę świat się nie zmienia. Technologiczny także nie jest procesem ciągłym czego przykładem są ostanie dekady. Po prostu dana cywilizacja w naturalny sposób wyczerpuje swe możliwości. I o ile w przypadku technologii informatycznych możemy mówić o postępie o tyle polega on na dublowaniu czy zwielokrotnianiu już dawno powstałych rozwiązań. O wyczerpaniu możliwości rozwojowych naszej cywilizacji najdobitniej świadczy fakt silnej pozycji wielkich korporacji realnie hamujących innowacyjność oraz wypaczenie istoty polityki patentowej, która stała się narzędzie nie tyle rozwoju co jego blokowania. Człowiek najpierw realizuje się gdy jest wolny. Gdy znaczną część jego czasu wolnego od pracy pochłania samoswój a nie tyranie od świtu do nocy aby związać koniec z końcem. Ma to oczywiście swe korzenie w kolejnym demonie naszych czasów – konsumpcjonizmie. Sądzę jednak, że na opis demonów XXI wielu trzeba będzie poświęcić kiedyś nieco więcej czasu,
- medialna grupa odniesienia i rola medialnych autorytetów, które tak naprawdę mówią ludziom co mają myśleć to temat także bardzo szeroki. Medialna manipulacja w tym zakresie polega często na tym że nie przedstawia się w sposób rzetelny kontrargumentów kogoś myślącego inaczej. A jeśli nawet już tak się dzieje to ewentualna debata bardzo często zmienia się w jej karykaturę.
Nic więc dziwnego, że wyznawcom drugiej wizji towarzyszą ataki ze strony wyznawców pierwszej. Dlaczego? Bo oni przecież posługują się językiem nienawiści ich świat jest mało optymistyczny i zakłamany. Wyznawcy pierwszej wizji to ludzie nie tylko niedoinformowani lub konformiści lubiący przynależeć do władzy, co także ludzie którzy powinni przyznać się sami przed sobą do błędu. Tu działa zasada wyparcia przypominająca zachowanie pijanego kierowcy zatrzymanego przez policję, który twierdzi, że jest trzeźwy co najwyżej małe piwko... A policjanci są głupi, a on ma bardzo wysoko postawionego w policji wujka. Poza tym oczywiście wspomniany konformizm. Zawsze lepiej jest widzieć świat przez różowe okulary. Świat taki przypomina spot reklamowy pokazujący piękny wyidealizowany świat. To sen narkomana lub wizja świata z taniego romansu. Prawda czasami nie jest przyjemna lecz podobno tylko ona nas wyzwoli.
Dlaczego tak się dzieje?
Odpowiedzialność za ten stan ponoszą niestety sami Polacy, bierni społecznie (o czym świadczy fasadowość naszego partii politycznych), niedoinformowani, niedouczeni (zwłaszcza ekonomicznie) i naiwni. Dlatego zderzenie obu wizji jest tak ważne. Niestety żaden z kandydatów w pełni nie odkryje przed wyborcami prawdy, o czym świadczą wyborcze umizgi w stosunku do SLD. Prawda jest zbyt okrutna.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz
Jak masz ochotę to skomentuj