Stratyfikacja to nic innego jak próba klasyfikacji ludzi w kasy społeczne biorąc pod uwagę przeróżne - głownie ekonomiczne czynniki i podobne poza jednostkowe cechy grup społecznych.
Dawniej podział ludzi na klasy społeczne był stosunkowo proty. Byli ci uprawiający ziemię, ci handlujący i wojujący. Byli też władcy i kler. Profesja, posiadanie, rola społeczna dostatecznie determinowała klasową przynależność. Wbrew powszechnemu przekonaniu chłopi wcale nie zazdrościli szlachcie ich klasowej przynależności. Jedni pracowali na ziemi, a drudzy zapewniali im bezpieczeństwo. Być może wiele osób się ze mną nie zgodzi, ale jestem przekonany, że system feudalny w połączeniu z monarchią był najuczciwszym i najbardziej naturalnym sposobem organizacji społeczeństwa. Aby to zrozumieć trzeba pojąć przede wszystkim mentalność wtedy żyjących ludzi i sposób pojmowania przez nich świata. Ale to temat na innego posta.
Potem gdy pojawił się przemysł pojawiła się też burżuazja posiadająca środki produkcji – wyrosła głównie z mieszczan i części szlachty, klasa robotnicza – wyrosła głównie z pozbawionego ziemi chłopstwa oraz inteligencja grupująca głównie zubożałą szlachtę.
Potem pojawił się socjalistyczny bałagan, który znowu wykrystalizował nowe podziały i sposoby klasyfikacji. Komuna dzieliła ludzi na pracujących i niepracujących oraz na posiadających i nieposiadających. Kryteria klasyfikacyjne jak każde inne. Ale komuniści mieli problem z podziałach w dwóch przypadkach: inteligencji właśnie – dzieląc ją na tą pracującą i tą leniwą oraz rzemiosła. Rzemiosła? - ktoś zapyta. Tak. Bo z rzemieślnikami komuniści mieli problem nie tyle klasyfikacyjny co ideologiczny. Człowiek taki jest posiadaczem i kapitalistą z jednej strony bo ma swój warsztat i firmę, z drugiej zaś strony sam pracuje w tym warsztacie czyli jest on klasa robotnicza. Ileż to dysput musiano toczyć? Ileż to skrzynek wódki przy tym wypito? Kto to policzy?
A jak podzielić obecne społeczeństwo pamiętając o tym, że dobra klasyfikacja to taka, która jest ostra jak brzytwa i tnie bez reszty?
Prób słyszałem kilka łącznie z karkołomnymi pomysłami w rodzaju: „burżuazja kredytowa” opisująca skądinąd ciekawe zjawisko życia ponad stan i makabrycznego zadłużenia części społeczeństwa. Ale to według mnie za mało.
Moja propozycja
Funkcjonariusz publiczny. Sam termin oznacza człowieka pełniącego jakąś określoną funkcję w służbach publicznych. Problem polega na tym, że w ostatnim pięćdziesięcioleciu a zwłaszcza w ostatnim dwudziestoleciu liczba ludzi, których pracę można w ten sposób określić wzrosła w tempie dotychczas bezprecedensowym. Jeszcze w XIX wieku liczba tego typu ludzi była nad wyraz skromna, co nie przeszkadzało państwu i społeczeństwu prawidłowo funkcjonować. Funkcjonariusz publiczny to nie tylko urzędnik, ale także nauczyciel w tym akademicki, pracownik pomocy społecznej, czy wreszcie pracownicy domów kultury. Do funkcjonariuszy należy też zaliczyć pracowników wszystkich pośrednio i bezpośrednio podpiętych pod budżet publiczny organizacji pozarządowych. Ma to oczywiście związek z zawłaszczaniem przez system kolejnych obszarów ludzkiej aktywności nawet bez większych potrzeb i uzasadnienia. Bardzo dobrym przykładem ilustrującym to zjawisko są instytucje kultury i pracujący w nich „artyści”. Nie oznacza to oczywiście, że sfera kultury poza systemowymi instytucjami i organizacjami nie istnieje. Oczywiście że istnieje i ma się całkiem dobrze.
Jak pisał Nicolás Gómez Dávila:
„Kultura żyje, gdy jest spędzaniem wolnego czasu; umiera, gdy jest zawodem. Kultura nigdy nie wypełnia czasu wolnego ludzi pracujących, gdyż jest ona wyłącznie pracą próżniaka. Kultura jest rodzinnym dziedzictwem. Albo tajemnicą między przyjaciółmi. Reszta to geszeft.”
Więc po co istnieją tego typu instytucje? Mają one generować miejsca pracy i czuwać nad pewnymi formami aktywności artystycznej. Oczywiście wszystko co instytucjonalne w socjalistycznym znaczeniu jest wypaczone i realizuje inne cele. A jakie cele realizują w takim razie tego typu instytucje? Zawłaszczają naturalny obszar ludzkiej aktywności czyniąc go podporządkowanym systemowi. Pracownicy tychże instytucji lub czerpiący z niej korzyści są jednocześnie sprzymierzeńcami systemu. Tak więc tego typu osoby są nie tyle funkcjonariuszami publicznym co także funkcjonariuszami systemu, który daje im wikt i opierunek. Mając wybór w przeważającej większości będą bronili systemu broniąc jednocześnie swych posad bez względu na to, jakie mają poglądy. Utrzymanie funkcjonariuszy spoczywa na barkach przedsiębiorstw i podatników czyli tej drugiej pozasystemowej uciskanej słabo zorganizowanej grupy. Więc mamy do czynienia z samo-sterowalnym i kontrolowanym systemem, który z premedytacją przeżera dochód narodowy. Nie potrzeba więc okupantów ani obcej armii, system tak zorganizowanego kraju niewoli się sam pozbawiając go wszelkich możliwości rozwoju. Dzieją się właśnie rzeczy niezmiernie ciekawe. System wygenerował zadłużenie, którego nie jest w stanie spłacić bez uszczerbku dla swojego systemowego stanu posiadania. Czas pokaże co będzie dalej ale system nie podda się łatwo.
Dwie grupy które krystalizują się w sposób oczywisty można w opuszczeniu nazwać: klasa pracująca i klasa próżniacza. Zbyt kojarzyłoby się ono jednak z dawnymi określeniami powodując niepotrzebny zamęt dlatego lepiej jest określić obie masy jako – system i poza system. Jak nauczał Kotarbiński: „system to pewna całość, której elementy przyczyniają się do powodzenia lub nie powodzenia tej całości”. Idąc tokiem rozumowania tej klasyfikacji można zauważyć, że system - czyli wszelka administracyjna masa – jest siłą zorganizowaną, natomiast reszta nie. To stanowi główne źródło przewagi systemu nad resztą społeczeństwa.
Co należy zrobić aby skończyć z wyzyskiem i bezkarnie przejadane środki przeznaczyć na rozwój?
Paradoksalnie w tej kwestii sojusznikiem może się być dialektyka marksistowska. Najpierw musi się pojawić świadomość klasowa. Najpierw wyzyskiwana strona musi poczuć samoświadomość i zacząć walczyć z systemem wykorzystując jego logikę. Ludzie muszą przestać lękać się systemu odzyskując swoją społeczną podmiotowość. A wtedy świat wróci do normalności bo system rozrasta się tylko tam, gdzie ma do czynienia ze społeczną biernością. Potrzebny jest ruch biernego oporu wykorzystujący dziury systemu i pozwalający na przywrócenie normalności. Trzeba zacząć zadawać pytania o zasadność istnienia stosownych instytucji. Trzeba zacząć pytać o stosowność zakupów i procedur zamówień publicznych. Państwo mogą naprawić tylko świadomi obywatele.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz
Jak masz ochotę to skomentuj