piątek, 30 lipca 2010

Przypowieść o wypłukiwaniu złota z powietrza

Wstęp
Sztuczne państwo
Ktoś opisał kiedyś historię pewnego człowieka, który postanowił sprzedać pewną wyspę na Karaibach należącą do Jej Królewskiej Mości Królowej Elżbiety II pewnej hotelarskiej korporacji. W tym celu wyjechał na wyspę, złożył tam partię narodowo – wyzwoleńczą i planował ogłoszenie niepodległości tego skrawka lądu. Już miał to uczynić, lecz plany pokrzyżował niewielki samolot z równie niewielkim oddziałem brytyjskiej policji na pokładzie.

Emulator
Podobno kiedyś kilku młodych jegomości napisało emulator jakiejś konsoli na komputer PC i udostępniło go w sieci. Oznaczało to jedno: kłopoty dla producenta tejże konsoli. Dzieciaki zostały natychmiast aresztowane. Ale co z tego, gdy w sieci pozostał ów program? Co więc zrobiła firma? Natychmiast wpłacili do sieci kilka tysięcy niedziałających kopi. I bądź tu mądry i traf na ten działający egzemplarz... 

Biznes
Ideologiczna zasłona dymna
Narkotyki to oczywiście świństwo, ale nic nie powstrzyma człowieka przed zrobieniem sobie kuku. Pisałem już wielokrotnie o tym, że każde administracyjne ograniczenie wolności obywatelskiej prowadzi w końcu do patologii. Tak było z amerykańską prohibicją lat 20 ubiegłego wieku. W dużej mierze tak jest z narkotykami. To administracyjny zakaz ich posiadania jest powodem ich wysokich cen, a jednocześnie każdy zakazany owoc kusi. W końcu nie należy kratować okien powyżej 4go piętra i wydawać pozwoleń na posiadanie noży kuchennych. Liczba substancji, które człowiek jest w stanie wprowadzić do swojego organizmu i które wywołają większy lub mniejszy odlot jest przeolbrzymia. Po prostu trzeba być idiotą aby wąchać rozpuszczalnik. Dlatego sądzę, że narkotyki to tylko wielki biznes i nic więcej, a administracyjne zakazy tylko podbijają ich cenę nie hamując ani podaży ani popytu na ten syf. Dowodem na to, że narkotyki to wyłącznie biznes i konsumpcja dla kretynów  jest brak obywatelskiego oddolnego oporu na walkę administracyjnymi zakazami. Wyobraźmy sobie zatem, że ktoś sprytny postanawia założyć organizację walczącą o legalizację narkotyków, przygotowuje stosowny projekt ustawy legalizującej narkotyki i przy wparciu głupawych mediów organizuje konferencje prasowe oraz zbiera podpisy. Nic prostszego. Robi jeszcze jedną rzecz. Na specjalnie przygotowanej stronie internetowej sprzedaje w ramach aktu obywatelskiego nieposłuszeństwa plastykowe kopie marihuany. Każdy dzieciak na znak poparcia dla akcji mógł umieścić sobie coś takiego na parapecie. Co więcej, władza nie będzie wiedziała, która sadzonka jest prawdziwa, a która nie (patrz przykład z emulatorem). Ewentualne doniesienia na Policję będą bagatelizowane. 

A gdzie tu jest geszeft?
W Chinach wyprodukowanie dobrej podróbki marihuanowego krzaczka wraz z transportem to wydatek około złotówki. Na stronie internetowej organizacji byłyby one dostępne po złotych 20. Pomnóżmy to przez liczbę parapetów w pokojach nastolatków i organizator akcji jest bardzo zamożnym człowiekiem. Oczywiście natychmiast ktoś wpadnie na pomysł sprzedaży patykowych sadzonek za mniejsze pieniądze, ale będzie musiał je najpierw wyprodukować i przywieźć. A wtedy już dawno interes straci swą atrakcyjność.

Punkt widzenia
Najpierw należy wzbudzić potrzebę posiadana czegoś przy minimalizacji kosztów (marketing robi się sam). Potem trzeba towar szybko sprzedać. A potem choćby potop. Czy człowiek zakładający partię narodowo – wyzwoleńczą na karaibskiej wyspie myślał co się stanie z nią po sprzedaży wyspy hotelowym potentatom?
Jest oczywiście jeszcze jedna kwestia, której nie wolno nie docenić. Etyka. Dlatego mam nadzieję ów biznes pozostanie tylko w świecie imaginacji, a to że o nim piszę wystarczy aby zdemaskować owego „społecznika”.

Morał
Nie zawsze to co nam wmawiają wszelkiej maści politycy i społeczni aktywiści ma takie cele jak nam się wydaje. Może to po prostu tylko zasłona dymna dla zrobienia jakiegoś interesu? W końcu dobrymi intencjami jest wybrukowane podobno piekło. Oby nikt nie miał okazji przekonać się czym jest ono wybrukowane naprawdę. 

Windą do nieba

Nie wiedzieć dlaczego absolutnie obowiązkowym repertuarem wszystkich weselnych zespołów jest piosenka „Windą do nieba” z repertuaru zespołu „2plus1”. Osobiście nienawidzę wesel i unikam jak mogę. Ale czasami trzeba iść aby zapraszający się nie obrazili. Na wszystkich grają ten przebój, który jest wybitnie nie matrymonialny. Mówi on o dziewczynie, która pisze list do ukochanego aktora, a sama wychodzi za mąż z rozsądku. Ale weselnikom to nie przeszkadza. Młodej parze też. Czyżby nikt nie słuchał, a co gorsza nie rozumiał granych piosenek?
Jeśli ci sami Polacy wierzą reklamom o kredycie 0%, a potem okazuje się, że spora armia rodaków nie jest w stanie spłacać własnych kredytów, to nic dziwnego, że wierzą także w zapewnienia o tym, że jesteśmy zieloną wyspą. A potem nie dziwmy się na kogo głosują fani weselnych szlagierów i tanich kredytów. 
Oczywiście zawsze można powiedzieć, że wszystkiemu jest winny zespół. Ale to tylko połowa prawdy. Zespół zwykle gra to, co weselnicy chcą usłyszeć.

czwartek, 29 lipca 2010

Bij bolszewika

I nic dodać, nic ująć.

Tym chata bogata co ukradnie tata

Wczoraj napisałem o kradzieży dziś ciąg dalszy przemyśleń nie koniecznie poważnych.
  1. Rozmawiałem z moim kolegą, który wysnuł dość ciekawą ale i nie pozbawioną podstaw (jak się potem okazało) teorię, że w przypadku zakupu samochodu należy kierować się nie ceną ani rocznikiem pojazdu, lecz tym czy ów pojazd został wyprodukowany w kraju nad Wisłą czy też nie. Okazuje się, że nasi są w stanie wynieść tyle części, że na rynku wtórnym będą dostępne za półdarmo przez następne dwie dekady. 
  2. Gdy tą uwagą podzieliłem się z moją żoną, ona zapytała mnie, dlaczego na Śląsku w familokach wszystkie okiennice były malowane na czerwono? Powiedziałem, że nie wiem. Na co padła zaskakująca odpowiedź małżonki, że w kopalni na czerwono malowano wszystko co niebezpiecznie więc tylko takiej farby było pod dostatkiem. 
  3. Przypomniałem sobie od razu rozmowę z emerytowanym dyrektorem PGRu. Powiedział, że przed żniwami zmieniano dyrektorów w tych firmach przenosząc ich z miejsca na miejsce?
    - Po co? - spytałem.
    - Bo jakby zrobić to na wiosnę to dyrektor z załogą zdążyliby się dogadać i kradli by razem. A tak on się bał ich a oni jego. Tylko przed żniwami jest co sprzedać na lewo. 
Wnioski
  1. Polak zawsze walczył z systemem i żaden okupant nie jest w stanie u nas się długo utrzymać, bo rodacy za chwilę puszczą go z torbami. Dlatego lepiej kierować nami z zewnątrz.
  2. Śląsk jest integralną częścią Polski o czym świadczą cechy kulturowe.
  3. Ziemia powinna być w chłopskich rękach i najlepsza jest prywatna własność.

środa, 28 lipca 2010

Jesteśmy zieloną wyspą

Więc co złego może nas spotkać? To chyba dobra alegoria sytuacji finansów publicznych.

Nie kradnij

Mojej koleżanki brata koleżanka mieszkająca w stolicy zauważyła pewnego dnia przy drodze leżącego zdechłego psa. Biorąc pod uwagę „podmiot liryczny” i wiodący do niej łańcuszek krewnych i znajomych historia, którą chcę opowiedzieć równie dobrze może być zmyślona. Bez względu na to doskonale ona ilustruje kondycję współczesnych Polaków. Otóż ta niewiasta właśnie ulitowawszy się nad nieszczęsnym truchłem postanowiła je pochować. Ponieważ w stolicy są obyczaje europejskie, zadzwoniła na specjalny cmentarz i zamówiła miejsce. Problemem pozostał  tylko transport. Ponieważ w pobliżu znajdowała się stacja metra, zapakowała więc zwłoki pieska do  wielkiej torby (bo ponoć w czasie swego żywota do małych on nie należał), zamaskowawszy ładunek, udała się na stację. Nagle pojawił się koło niej jakiś sympatyczny młodzieniec. Widząc męczącą się dziewoję zaproponował pomoc. Gdy tak szli chłopak zapytał co to takiego ciężkiego jest w tej torbie. Dziewczyna nie chcąc zrażać prawdą pomocnika pozwoliła sobie na drobne kłamstewko. Powiedziała, że to kolumny głośnikowe. Usłyszawszy to młodzieniec ruszył nieomal z piskiem butów i po chwili zniknął za zakrętem. Uciekał tak szybko, że okrzyki nic nie pomagały. Widać mknął z prędkością wyższą od dźwięku. Na pewno też nie przypomniał sobie o kotletach pozostawianych na włączonym gazie, czy nowym odcinku „M jak miłość” za 5 minut. Widok miny złodzieja otwierającego torbę musiał być bezcenny.
Przypomniała mi się historia moich kolegów ze studiów, którzy wynajmowali pokój w pewnym domu. Wszystko było o.k. gdyby nie niewielka pojemność śmietnika, w którym musiały się zmieścić śmieci zarówno gospodarzy jak i trzech studentów. Za dodatkową wywózkę trzeba było ekstra płacić, co przekraczało możliwości finansowe biednych studentów. Wpadli pewnego razu na pomysł aby napakować śmieci do pudła, przewiązać sznurkiem i szarym papierem, postawić wieczorem przed bramą na chodniku i poczekać co się stanie. Obserwowali przez okno przechodniów i zatrzymujące się samochody. Aż nagle jeden z nich zatrzymał się, otworzył bagażnik bacznie obserwując okolicę. Po chwili chwycił paczkę, zapakował do kufra i odjechał najszybciej jak się dało. Śmiechu było co nie miara. Podobno „numer” udało się powtórzyć jeszcze dwa razy. Potem już nawet okazyjni złodzieje nie chcieli paczki i trzeba było w końcu zamówić dodatkowy śmietnik.
Być może to sposób na profilaktyczną walkę kradzieżami? Tylko jak wcisnąć śmieciową paczkę lub zdechłego psa złodziejom, którzy planują właśnie podniesienie VATu? Nie wiem. Swoją drogą Łunia też grzebie przy Vacie chcąc w ten sposób zasypać dziurę budżetową. Świadczy to o tym, że Łunia jest już padliną, którą trzeba jak najszybciej zakopać bo zaraz zacznie śmierdzieć. To dopiero początek rozkładu, ale międzyczasie kilku sprytnych "pomocników" może jeszcze próbować się obłowić na ułudzie unijnych skarbów znajdujących się w jej dziadowskiej torbie.

poniedziałek, 26 lipca 2010

Impuls

Uratowanie jednego człowieka to uratowanie całego świata. - mówi Talmud. Każdy człowiek jest zatem oddzielnym światem. Unikalnym światem. Życie potrzebuje innego życia aby żyć. Wszystkie żywe organizmy pożerają się nawzajem. Tylko rośliny są od tej zasady wyjątkiem. To w nich dokonuje się prawdziwy cud stworzenia. Z dwutlenku węgla, soli mineralnych, wody i światła powstaje.... życie. Tak. Karmimy się słońcem. Cały nasz glob żyje dzięki niemu. A jeśli nasze słońce jest także częścią jakiegoś żywego organizmu? W końcu słońce i planety wyglądają nawet jak model atomu. Czym więc musi żywić się ten organizm, którego logiki i bezkresu tak naprawdę nie znamy?
Każdy więc nawet maleńki mikro wszechświat jest ważny bo jedyny, niepowtarzalny. Jest kawałkiem jakiegoś systemu, którego my ludzie nawet w apogeum swej pychy nie zdołamy pojąć.
W tym tkwi chyba logiczny błąd utopijności humanizmu, stawiającego człowieka w miejscu Boga: próbujemy pojąć zasadę działania komputera będąc tylko chwilowym impulsem elektrycznym w jego pamięci.

Szewski Poniedziałek

Właśnie przeczytałem, że Teatr Ósmego dnia udzielił poparcia Palikotowi. Tylko jest problem. Dlaczego instytucja budżetowa miasta zabiera głos w kwestiach nie związanych z ich celem i statutem? Każdy indywidualnie ma prawo poprzeć Pana P. ale nie wyrażać się w ten sposób jako instytucja utrzymywana z podatków. Jeśli kwestie religii mają być w Nowym Wspaniałym Świecie na obecnym etapie sprawami prywatnymi, to dlaczego ma to nie dotyczyć polityki? A co takiego uczynił Pan Kaczyński, że ludzie odwołujący się do powszechnej tolerancji i równości tak go nienawidzą? A jakie objawione prawdy głosi neo-Lepper Palikot, że wszelkiej maści lumpeninteligenci padają przed nim na twarz? Niepojęte!
Artyści zwykle popierali sponsora. Czyżby miała nastąpić jego zmiana z Miasta Poznań na Pana Palikota? Skąd się wzięło określenie „szewski poniedziałek”? Ano stąd, że po pijackiej niedzieli szewcy byli zwykle w poniedziałek na totalnym kacu. Być może pod wpływem nowego sponsora bimbrownika „Teatr Ósmego Dnia” powinien zmienić nazwę na „Szewski Poniedziałek” właśnie?

niedziela, 25 lipca 2010

Redefinicja

I w ciekawych czasach żyć nam przyszło - niestety,
konserwatystą jest ten kto woli kobiety.

Huxley – czyli słowo na niedzielę

Nowy Spaniały Świat Aldous'a Huxley'a to nie powieść SF to proroctwo lub samo spełniająca się przepowiednia. Po prostu w 1932 ten facet nie był w stanie przewidzieć tak dokładnie naszej współczesności i tego co nas czeka bez proroczej wizji. Jest i druga możliwość. Ktoś wziął tę książkę i postanowił stworzyć świat taki jak opisał autor. Jeśli jest tak, że powieść ta stała się dla kogoś inspiracją, to znaczy to tylko tyle, że brak jest lepszego pomysłu. A to z kolei oznacza, że siły postępowe są intelektualnie puste. Jak twierdzi dr Stanisław Krajski, Huxley jako wysoko postawiony mason nie napisał powieść SF, lecz przedstawiał pewien program. No oczywiście nie od razu i wiernie program ten zostanie wprowadzony w życie, ale symptomy tego są widoczne. Trzeba powieść czytać dokładnie, aby zawarte zrozumieć "miedzy wierszami" ideologiczne wskazówki, ale lektura "wprost" także dostarcza wystarczających dowodów aby nie traktować lektury jako wyłącznie fantazję. Rozpad rodziny, kult narkotyków, afirmacja nowością niepozwalająca na "zakorzenienie", upadek kultury i nauki, a wreszcie i życia duchowego, które zastępują para religijne substytuty. I rzecz najważniejsza: celem człowieka jest osiąganie szczęścia, świętego spokoju, bezstresowa egzystencja. Pytanie: po co człowiek życie zmuszałoby do poszukiwania wyższych wartości i eschatologicznych rozstrzygnięć. A tak wystarczy schować śmierć, starość i cierpienie aby ludzi uczynić bezrozumnymi. 
- Macie tu Szekspira? - pyta Dzikus oglądając bibliotekę. 
- Nie - pada odpowiedz - my mamy tu wyłącznie książki fachowe. Kult fachowości, odejście od trudnych problemów to także domena naszych czasów. 
- Ja nie lubię czytać książek gdzie jest za dużo napisane. Lubię poradniki jak naprawić samochód, albo atlasy jak gdzieś dojechać - twierdzi mój sąsiad - fachowiec oczywiście. 
Po co więc czytać? Mamy przecież i telewizję mówiącą ludziom co mają myśleć i religię stającą się na tym etapie elementem prywatnego życia. Jeszcze na szczęście nikt jej nie zakazuje.

Jest w tym wszystkim trochę optymizmu. 
Po pierwsze to utopia, a jak wiadomo jest ona niemożliwa. Ale przecież nie o to chodzi aby króliczka złapać ale po to aby go gonić. A więc po co to wszystko? Chodzi jak zwykle o władzę. Człowiek uznał się Bogiem! To chyba najstarsza z szatańskich pokus sprawdzona już w rajskim ogrodzie. Stosowanie starych numerów to też w pewnym sensie akt rozpaczy. Szatan sieje ziarno pokusy, a my głupcy się na to nabieramy. Lecz daremne jego wysiłki i wojny tej nie wygra.
Po drugie w książce istnieją rezerwaty! Są one niezależne od systemu, ludzie żyją tam jak przed wiekami, rodzą się, umierają i czczą swych Bogów. Sądzę, że niezależnie od tego jaki los jest pisany Polsce, czy czeka nas wizja kolonialnej prowincji a'la Mitteleuripa czy nie, spełniamy wszystkie kryteria aby takim rezerwatem zostać. No i dobrze. Może wreszcie wszelkiej maści postępowi "fachowcy" dadzą nam spokój i powiedzą: "z tymi durniami nie da się już nic zrobić". Ogrodzą na i pozwolą żyć po swojemu. Właściwą strategią jest więc "palenie głupa", symulowanie ślinotoku, innymi słowy: kompleksowe "szwejkowanie". Za nim Nowy Wspaniały Świat zostanie ukończony - runie, a my wytrzemy tylko ślinę, przestaniemy udawać przygłupów i wtedy może wreszcie staniemy się normalnym krajem. Poza tym odnoszę wrażenie, że próba realizacji wizji Nowego Wspaniałego Świata musi zakończyć się fiaskiem, bo jest zjawiskiem wyłącznie lokalnym. Gdy Ameryka, Europa i kilka innych krajów świata nurzają się w oparach postępu, reszta świata idzie dalej swoją drogą. Wcześniej kościoły na naszym kontynencie zmienią się w meczety niż w świątynie nowej świeckiej religii. Azja staje się centrum światowej gospodarki, a im ani w głowie jakieś postępowe dyrdymały. Chińczycy swojego czasu konfucjanizm nazwali komunizmem co też można nazwać strategią "palenia głupa" w ich wydaniu. Ale z ich perspektywy 50 - 100 lat to zaledwie chwila. Oni myślą stuleciami podczas gdy my "bujamy się" od kadencji do kadencji.

Tkwijmy więc przy swoim i nie pozwólmy się zniewolić. To nam jeszcze pozostało.

piątek, 23 lipca 2010

Anatomia władzy

Minister Kopacz ewidentnie kłamała w sprawie prac polskich patomorfologów w Rosji i rozpoznawania przez nich zwłok ofiar "cesarskiego cięcia". Ile jeszcze kłamstw, niedomówień i manipulacji kryje ta tragedia? Pomimo głosów wszelkiej maści krytyków komisja Macierewicza udowodniła, że jednak jest potrzebna. Być może po to był szykowany "las" oszczerstw"? Nie wydaje mi się. Jeszcze wiele ciekawostek nas czeka. Nie sądzę jednak aby Pani Kopacz chciała coś ukryć. Ona raczej chciała coś ugrać: popularność. Ile znaczą ICH słowa? W ilu jeszcze kwestiach jesteśmy bezczelnie okłamywani?
Ten kto zdobył władzę w zdemoralizowanym systemie już osiągnął swój cel, a teraz chce mieć święty spokój. Dla świętego spokoju figuranci przy korycie są w stanie zrobić wszystko. Celem większości polityków jest zdobycie władzy a nie realizacja programu czy ideałów. Tylko mężowie stanu traktują ją jako instrument. Tych u nas jest jak na lekarstwo. 
Jak przez mgłę pamiętam czytaną wiele wiele lat temu powieść Umberto Eco pt. "Wahadło Foucaulta". Jest tam opisana historia werbunku młodych arabskich morderców samobójców. Delikwent taki był brany ze swej rodzinnej wioski i przez pewien dość długi czas miał przywilej zażyć wszelkiej maści luksusów w haremie. Nie szczędzono mu wszelkich rozkoszy. Po kilku miesiącach budził się przed murem zamku swego władcy. Po kilku dniach głodowania, nie mogąc dojść do siebie po degradacji przybywał do niego posłaniec, który mówił mu, że jeśli chce tam wrócić musi zabić tego lub tamtego. Misja z góry była samobójcza, jednak większość wolała wybrać śmierć niż perspektywę takiego życia. Większość wolała wybrać mglistą szansę powrotu do haremu. Tak się deprawuje ludzkie dusze. Tak ludzie zmieniają się w stado świń.
Władza deprawuje podobnie, a władza totalna deprawuje totalnie. Nic więc mnie nie zdziwi. Każde kłamstwo, szalbierstwo, zbrodnia są wiec możliwe, aby mieć święty spokój i tkwić w nirwanie władzy. Pozornej władzy.

Odstępstwo od zasady

Zwykłem nie umieszczać reklam na blogu, ale tym razem postanowiłem uczynić wyjątek. A to dlatego, że to reklama wolnego oprogramowania - Linuksa Ubuntu, którego używam od kilku lat i nie zamierzam przestać. Bardzo mnie cieszy zmiana polityki korporacji, które oczywiście w poszukiwaniu chęci zysku zapatrują swoje netbooki w bezpłatny system. Nie ma to jak wolna korporacji. Ale gdyby chodziło tylko o bezpłatność Linuska sprawa byłaby zbyt prosta. On jest po prostu lepszy...

Wojna światów

Trafiłem na doskonały wykład, którego autor dokonuje syntezy wielu problemów. Polecam całość (8 części)

poniedziałek, 19 lipca 2010

Sadzenie lasu

Przypomniało mi się stwierdzenie Stanisława Michalkiewicza: 
„- Gdzie mądry człowiek ukryje liść? 
- W lesie. 
- A gdzie mądry człowiek ukryje liść gdy nie ma lasu? 
- Zasadzi las, poczeka aż urośnie, a potem schowa w nim liść.”

Liść to oczywiście prawda o Smoleńsku. Właśnie na naszych oczach odbywa się sadzenie lasu mającego na celu ukryć go, aby przypadkiem nikt niczego się nie dowiedział i nie zrozumiał. Najpierw syn pewnego szmalcownika twierdził, że to Ś. P. Pan Prezydent sam ma krew na rękach. Potem pod wpływem nie wiadomo czego oświadczył, że widział Ś.P. Przemysława Gosiewskego na dworcu we Włoszczowej. Szambo i syf. Teraz dołączył do niego inny wybitny twórca SF – Lech Wałęsa. Tenże miał stwierdzić, że za „katastrofę” odpowiedzialny jest Jarosław Kaczyński. Ciekawe czy biorą to samo i ile to coś kosztuje? Może zarysuje się między panami rywalizacja o palmę pierwszeństwa w zakresie fantastycznych teorii? A może to wyścig farmakologiczny? A może za chwilę ukaże się jeszcze kilka innych teorii publikowanych przez innych figurantów? Z pewnością im bliżej do amerykańskich wyników analiz czarnych skrzynek, tym coraz więcej będzie fantastycznych teorii. Ponieważ praca oficerów służ specjalnych jest bardzo ciężka, bo ktoś musi w końcu te bzdury wymyślać i wkładać w usta figurantów. Postanowiłem im dopomóc wymyśliłem kilka teorii do wykorzystania. Może jakiś kolejny moralny autorytet weźmie którąś? Oto one:
1. Za wszystkim stoją kosmici przy współpracy gejów lub faszystowskich prostytutek lesbijek. Chodzi oczywiście o walkę z homofobią i o to, że w ramach przyszłych cotygodniowych, obowiązkowych dla wszystkich gejowskich parad będą mogli pokazać się także kosmici w przebraniu tychże. Będzie to elementem strategii podboju ziemi.
2. Zamach był przygotowany przez tajną organizację wampirów przy współpracy ze specsłużbami Watykanu. Cele misji na razie ściśle tajne. Trzeba będzie zdelegalizować niedemokratyczny rząd Watykanu - ogniska ciemnoty - aby się więcej dowiedzieć.
3. Nie wykluczone jest także, że Pan Prezydent osobiście sterroryzował pilotów, którym kazał lecieć i uderzyć w Kreml jak 9 lat temu ludzie Osamy walnęli w WTC. Tylko bohaterska interwencja rosyjskiej obsługi lotniska i specjalne wprowadzenie w błąd pilotów zapobiegło większej tragedii. Dzięki tej teorii będzie można będzie PiS uznać za organizację terrorystyczną, zdelegalizować, działaczy pozamykać w więzieniu albo wysłać do Gułagu (bliżej niż do Guantanamo) i wprowadzić godzinę policyjną w ramach walki z terrokaczyzmem.
Proszę bardzo panowie, bierzcie i wybierajcie. Drzew w lesie ukrywającym liść nigdy nie za wiele! 

Sadzenie lasu ma pewne wady: Trwa długo i widać, że ktoś to robi. A jeśli tak to w jakimś celu. W jakim? Na razie nie wiadomo. Ale być może za chwilę dowiemy się czegoś baaardzo sensacyjnego o tej „katastrofie”. Chodzi oczywiście o to, aby prawda zabrzmiała jak jeden z zacytowanych absurdów. Coś się w każdym razie stać musi, bo widać po kolejnych leśnych sadzonkach objawy paniki w szeregach "leśników".

Ale po wyborze gajowego na Prezydenta moja wiara w Polaków doznała uszczerbku. Na pewną kategorię naszych rodaków podziałają tylko dwie rzeczy: odłączenie od telewizora i nagły skok cen kiełbasy grillowej. Obym się mylił.

p.s.
Jedno jest pewne: na wakacjach nie należy włączać radia.

niedziela, 18 lipca 2010

Przyjaźń do grobowej deski


Masakra

Masakrą z pewnością można nazwać to co wyważyło się na polach Grunwaldu 600 lat temu, ale i to co stało się teraz. I to nie wcale dlatego, że na pod Grunwald przybyło na rocznicę bitwy tyle luda, że Krzyżaków można by nie tylko zatłuc w sposób konwencjonalny ale także zasypać stosami patykowych butelek, talerzyków i szklanych opakowań. Jarmarczne widowisko w którym gdyby nie lektor to nikt nie wiedziałby o co chodzi zakończyło się w jedyny możliwy sposób czyli klapą. I nie ma w tym nic dziwnego. Upał jakiego najstarsi nie widzieli. Podobno Jagiełło odwlekał bitwę i wysłuchał trzy msze. Teraz już wiem dlaczego. Znaczna część Krzyżaków po prostu doznała udaru. Jadąc tam sądziłem, że będzie jak w dzieciństwie z zabawą w Czterech Pancernych: nikt nie chciał być Niemcem ani Szarkiem. A tu okazało się, że jest wielu krzyżaków. Dalej był już tylko normalny jarmark, brak jakiejkolwiek organizacji, lokalne akty paniki, bezradna policja i kilku dziesięciokilometrowe korki. Także takie jakich świat nie widział. Zabrakło tylko mordobicia u łupienia ofiar. O przepraszam to ostatnie było jeśli za ofiary uznamy widzów imprezy a za łupienie drakońskie ceny wszystkiego co się rusza. W końcu handlarze nie przybyli pod Grunwald po to aby rekonstruować bitwę, ale po to aby łupić. To co miało być manifestacją patriotyzmu przemieniło się rychło w jego parodię. W kolejnych edycjach bitwy organizatorzy powinni zwrócić uwagę na ograniczenie markietanizmu i wydłużenie atrakcji porównywalnych z bitwą tak, aby nie wszyscy jednocześnie wpadli na pomysł wyjazdu. Czym takim mogłoby być zorganizowanie rycerskiej uczty.

Ale i tak było warto bo symbol jakich mało. Dopiero po wszystkim rozpoczęła się prawdziwa integracja polsko - litewska. 

p.s. dotarłem na miejsce gdzie jest sieć i przypomniałem sobie, że mój telefon ma wi-fi. 

środa, 14 lipca 2010

W drogę


Zamykam od dzisiaj bloga na jakiś tydzień, może dwa. Jadę na cygańskie wakacje z połowicą i dzieciakami. Cygańskie to znaczy pod namiot i to na zasadzie takiej, gdzie nam się znudzi, pakujemy się i jedziemy dalej. Istny koczowniczy tryb życia. Zaczynamy od wizyty na polach Grunwaldu, aby swą obecnością wzmocnić klęskę wszelkiego europejskiego postępowego tałatajstwa. W końcu minęło 600 lat! 
Tera się historia powtarza: 
Nie będą nam tu postępu szerzyć w chrześcijańskim ludzie psubraty! My już i tak pono jako jedyny chrześcijański kraj ostali i pedalstwa szerzyć u nas nie pozwolimy. Jak będzie? Nie wiem. Może polegnę gdzieś na grunwaldzkim polu, albo pojmają mnie unijni komisarze ludowi i katu oddać rozkażą? Wtedy moja żona nałęczką mnie nakryje, bo jakąż my dziesięć wiosen po zaślubinach i pacholęta nam rosną na potęgę, ale unijne komisarze niegramotne.  Powiedzieliby: „chrześcijański kraj chrześcijańskie zwyczaje” i czempińskiej wrócili do centrali. 

Gdy wrócę zacznę znowu notować. Kto będzie bardzo stęskniony moich postów może sięgnąć do archiwum. Jest co poczytać. 
A więc w drogę. Od bloga też trzeba odpocząć.

wtorek, 13 lipca 2010

Teoria bezwładności

Dlaczego Hitler przegrał wojnę z Rosją i dlaczego to samo spotkało Napoleona? Powszechne twierdzenie o surowym rosyjskim kliencie tylko po część jest zgodne z prawdą. Dlaczego w takim razie w 1920 roku Sowieci polegli pod Warszawą? Oczywiście zadecydował tu geniusz dowodzącego generała Tadeusza Rozwadowskiego i umiejętności genialnych polskich kryptologów na bieżąco rozszyfrowujących sowieckie depesze.
Co łączy te wszystkie bitwy i jest jednocześnie dodatkowym wytłumaczeniem takich, a nie innych przebiegów walk? Chodzi o logistykę i zaopatrzenie dla armii, które wraz z postępem wojsk wydłużało linię zaopatrzenia. Taktyka "spalonej ziemi"zadziałała w stosunku do przeciwników Rosji carskiej i sowieckiej. Ten czynnik pokonał także w jakimś topniu Sowietów pod Warszawą. Być może gdyby nie pakt Ribbentrop - Mołotow i "cios w plecy" ze wschodu losy tej wojny potoczyłby się inaczej. Hitler miał podobno paliwa na zaledwie trzy tygodnie walki... Ale to oczywiście tylko dywagacja.

Podobnie jest z socjalizmem tym unijnym i nie tylko. Nie bez kozery Stalin mawiał, że wraz z postępem socjalizmu walka klas zaostrza się. System ten w miarę postępów swego rozwoju wydłuża do niewyobrażalnych rozmiarów procesy decyzyjne. Góra musi zadecydować o tym, co będzie działo się na dole, a proces bezwładności trwa bardzo długo i marnotrawstwo z nim związane przybiera rozmiary wręcz niewyobrażalne. Tak samo jak czas zaopatrzenia armii postępującej coraz dalej. Wreszcie przychodzi moment katartyczny. Podobnie stanie się z Unią Europejską, która nie różni się niczym od innych socjalistycznych molochów, które upadały tylko dlatego, że występował brak koordynacji z winy centralnego planowania, a przez to szwankowała gospodarka.
Czy ktoś widział socjalizm bez centralnego kierowania? Tak. To model chiński. Ale to już nie socjalizm to zwykła tyrania, dla której obojętna jest ideologia. Chińczycy mają przynajmniej oparcie w konfucjanizmie. A mu? Wyzuwani coraz bardziej z chrześcijańskich korzeni w unijnej krainie szczęśliwości nie będziemy się mieli na czym oprzeć. Zostanie więc tylko totalitaryzm. No chyba że Unia podzieli los tych wszystkich, którym w czasie wojny zawiodło zaopatrzenie.

Seans obowiązkowy

"Oszołom"



koniecznie w całości

poniedziałek, 12 lipca 2010

Stratyfikacja i kontrsystem

Każdy sposób jest dobry aby rozbić wspólnotę. W skali makro społecznej za chwile powstanie nowy podział na oszukanych, tych trochę oszukanych i tych co nie chcą płacić. Mowa oczywiście o tykającej bombie zegarowej ubezpieczeń społecznych. Społeczeństwo się starzeje czyli będzie przybywać tych co całe życie płacili haracz a nie wiele będą z tego mieli. Ci co płacą będą musieli płacić więcej i robić to dłużej przy oczywistej świadomości, że z dobrodziejstw tego systemu nie będą w stanie skorzystać. Powstaje więc naturalny konflikt, bo ludzie utuleni miłością systemu ubezpieczeń przestali mieć dzieci. Mamy więc brak wymiany pokoleń i ich konflikt. Młodzi nie będą chcieli utrzymywać starych, bo ich na to nie będzie stać, a starzy przecież płacili na swoje emerytury. Dlaczego tak się dzieje? Bo  przepuszczono pieniądze - odpowie ktoś. Prawda nie jest jedynak taka prosta. Co się stało z kasą którą ściągano od ludzi przez dziesiątki lat? Trafiała normalnie do budżetu państwa i szła na bieżące wydatki. Sprawię komplikują jeszcze emerytury dla służb mundurowych, które nigdy żadnej składki nie zapłaciły a świadczenia pobierają. Ale to też półprawda nie wyjaśniająca istoty problemu, a tkwi ona w ułudzie samego systemu ubezpieczeń. O ile ubezpieczenie od wypadku samochodowego, czy złamania nogi można łatwo oszacować i sprawa wydać się komuś gwarancję, że po takim wypadku dostaniemy odszkodowanie o tyle w przypadku ubezpieczeń społecznych sprawa nie jest taka prosta. Dlatego, że wbrew pozorom wypadki, złamania czy urazy zrażają się stosunkowo rzadko i generalnie nie chcemy mieć wypadków. W przypadku emerytur wszyscy chcemy na nie iść a prawdopodobieństw, że tak się stanie jest bardzo duże. Nie mają więc biznesowego interesu w takich ubezpieczeniach. A jeśli nie ma biznesu a jest ideologia za chwilę pojawia się socjalistyczna tyrania czyli mamy to co mamy. Są dwa wyjścia, ale oba patologiczne: jedno – model holenderski zachęcanie staruszków do tego aby umierali jak najszybciej, drugie „liberalne” - rząd przyznaje się do tego że na emerytury kasy niema i róbcie co chcecie. Rozwiązanie drugie byłoby chociaż szczere, ale wtedy system musiałby przyznać się do błędu, a tego nie zrobi.
Ubezpieczenia społeczne są tylko jednym ze sposobów w jakich można było okraść człowieka i położyć rękę na jego pieniądzach. A czy nie lepiej byłoby aby ludzie sami odkładali na swoją starość inwestowali albo w biznesy albo w swoje dzieci? Inwestycja w dzieci? A dlaczego nie? „Synu wyślę cię na Harvard za pieniądze na starość, a ty będziesz mnie utrzymywać gdy już nie będę dawał rady pracować? O.K. - mówi syn i wszystko jest w porządku. Z punktu widzenia systemu nic nie jest w porządku, bo upada idea umowy społecznej, która jest umową rodzinną. Po prostu taka ewentualność nie pasuje do ideologii. Mamy więc totalitarną podstawę takiego sytemu. Ale pal licho totalitaryzm. system ten musi upaść. Jest jeszcze jedno wyjście. Jakie? A wystarczy rozejrzeć się dookoła: kontr system. Ludzie udają, że są bezrobotni a tak naprawdę pracują na czarno nie płacąc „świadczeń”, pracodawcy ich zatrudniają udając, że nikogo nie zatrudniają. Jedni i drudzy inwestują w swe dzieci po to aby na starość mieć zapewnioną kromkę chleba. Gdy dodamy do tego zasiłki dla bezrobotnych mamy pełen obraz gospodarki pozasystemowej. Gdy system publiczny kiwa obywatela na ciężką kasę obywatel ma prawo się bronić kiwając system w podobny sposób. Kontrsystemowe rozwiązanie ma jedną istotną wadę: nie pozwala nią rozwinięcie poważnych struktur przedsiębiorstw zastosowanie w nich wyższych technologi aby nie wpaść pod lupę systemu. Czyli niestety jedyne możliwe rozwiązanie walki z systemem oznacza marazm gospodarczy i cywilizacyjny.
Ktoś ma dobrych planistów...

niedziela, 11 lipca 2010

Urzędnicze przypadki czyli czym naprawdę jest centralne planowanie?

Jednym z wdrażanych w Polsce w Programów Operacyjnych dystylujących tzw. unijne pieniądze (które tak naprawdę unijne nie są, ale to inna historia) jest tak zwany PROW czyli Program Rozwoju Obszarów Wiejskich. Otóż w tamach tego programu dotację mogą między innymi otrzymać rolnicy na budowę chlewni, obór i kurników. Zwłaszcza to ostatnie jest bardzo ważne z uwagi na zmianę norm europejskich. Teraz kura musi mieć przestrzenie i wygody. Wniosek: dawne klatki do wyrzucenia. Znajomy pracujący przy tym programie opowiadał mi, że jednym z warunków prawidłowego rozliczenia grantu jest wybudowanie tzw. płyty obornikowej. Chodzi o to, aby obornik nie wyciekał do ziemi i nie zatruwał wód gruntowych. Do jednego rolnika, który wybudował kurnik przyjeżdża kontrola mająca zatwierdzić prawidłowość wykonanych prac. I tu niespodzianka. Rolnik nie wybudował płyty obornikowej. Kontrolerzy informują go o tym, a także o tym że pieniędzy nie dostanie. 
- Tak? - powiedział rolnik – a widzieliście panowie kiedyś szczające kury? Bo ja nie widziałem. 
I wtedy na kontrolerów spadała konsternacja. Oczywistym stało się, że obowiązek budowy płyt obornikowych przy kurnikach to nonsens. O ile w przypadku obór i chlewni ma sens o tyle w przypadku kurników to absurd. Problem w tym, że ktoś zapisał tak w programie i mus to mus. Ile takich kurników z niepotrzebnymi płytami obornikowymi powstało za publiczne pieniądze? Co będzie gdy o czymś takim dowiedzą się unijni komisarze? Cóż było robić? Lepiej sprawę był „zamieść pod dywan” i o „nieprawidłowości” zapomnieć.

Wbrew pozorom centralne planowanie wcale nie odeszło w odmęty dziejów wraz z pierwszym PRLem. Jest teraz ulubioną zabawką europejskich socjalistów a nie radzieckich towarzyszy, a dawne pięciolatki zmieniły się teraz tylko w siedmioletnie okresy programowania. Poza tym niewiele się zmieniło. Została przede wszystkim filozofia myślenia, w świetle której o wszystkim może decydować urzędniczy demiurg, a wszystko można zaplanować i przewidzieć. Do tego czas reakcji na zmianę trwa tak długo że owa zmiana nic nie zmienia a jeszcze bardziej komplikuje. Znając jakość naszych administracyjnych kadr i niewydolność systemu jest to najgorsze z możliwych rozwiązań. Taki system przypomina małpę z zapałkami zamkniętą w drewnianej polanej benzyną szopie.

W oczekiwaniu na Cygana

"Wiele lat później, stojąc na przeciw plutonu egzekucyjnego, pułkownik Aureliano Buendia miał przypomnieć sobie dalekie popołudnie, kiedy ojciec zabrał go ze sobą do obozu Cyganów, żeby mu pokazać lód." - tym zdaniem rozpoczyna się jedna z najwspanialszych powieści XX wieku - "Sto lat samotności" Gabriela Garcii Marqueza. Książka pod każdym względem oryginalna i fenomenalna. Gdy znowu do niej powróciłem uwagę mą zwrócił szczególnie opis tajemniczej choroby która opanowała mieszkańców Macondno. Polegała ona na tym, że ludzie nie spali w nocy i nie odczuwali z tego powodu zmęczenia. Ale skutki zarazy były straszliwe: powodowały stopniowe zapominanie słów, nazw przedmiotów, a potem całej pamięci także tej o samej sobie, o swojej historii jak i całej świadomości przeszłości. Mieszczańscy miejscowości nie poddawali się jednak. Opracowano system etykiet opisujących nazwy przedmiotów i ich przeznaczenie. Etykiety zostały przytroczone do tychże przedmiotów. Rozwiązanie było skuteczne lecz tylko chwilowo, bo nieuchronna była chwila gdy także alfabet zostanie zapomniany. Gdy już nie było ratunku do osady przybył dawno nie widziany tam Cygan imieniem Melquiades i przy pomocy mętnej substancji uzdrowił mieszkańców osady.

Odnoszę wrażenie, że taka właśnie choroba oponowała Polaków z tą różnicą że śpią i w wyniku tego sny tracą swą pamięć i pogrążają się w komforcie niemyślenia. Bo jeśli coś takiego jak smoleńska mgła nie była w stanie obudzić narodu zahipnotyzowanego medialnymi manipulacjami, czy coś jest nas w stanie jeszcze z letargu wyrwać? Cała nasza nadzieja w Cyganie alchemiku, którego substancja wyleczy nas ze snu i przywróci pamięć. Ale na razie należy jak najwięcej zapisać i opisać na małych karteczkach aby nie zapotnieć. Zapisywać i przypominać. To jedyna odtrutka na hipnotyczne skutki zadawanej nam od lat medialnej trucizny.

Polacy kulturowo tkwią w republikanizmie. Ma to złe i dobre strony. Dobrą jest trudność podboju, złą to że każdy narzucony system – nawet własny traktujemy jako obcy. Każda władza ogranicza więc najlepsza jest taka której nie ma. Dlatego masom odpowiada platformerska dekadencja, a wyolbrzymiona przez propagandę wizja powrotu PiSu napawa ich wstrętem. PiS będzie wymagał, będzie ścigał, będzie porządkował. Tak jak przebiegnięcie maratonu wymaga od biegacza wielu wyrzeczeń i treningów, a nie siedzenia z piwem przed telewizorem, tak wizja przygotowań odstrasza. Nie każdy jest jednak w stanie przebiec maraton. Żywot byle jaki to przecież też żywot, a nowym hasłem wyborczym PO powinno być: „jakoś to będzie”. Każdy układ społeczny zakłada pewną dozę hipokryzji. Polakom krytorepublikanom odpowiada bardziej stan obecny. Ale przyszłość pokaże rzecz, których znaki możemy obserwować już w tej chwili. PiS wygra kolejne wybory parlamentarne i będzie to dla niego sukces i przekleństwo zarazem. Przekleństwo bo dopadnie nas w końcu kryzys i okaże się, że państwa dalej zadłużać nie można. O ile PiS okaże się mądry i stanie na straży odważnych reform może stać się trwałą siłą. Jeśli nie, na prawdziwą konserwatywną partię porządkującą kraj przyjdzie nam jeszcze poczekać.
Pierwszą rzeczą jaką należy zrobić w Polsce jest stworzenie prawdziwego pluralizmu medialnego. Powstanie ruchu prawdziwych wolnych mediów. Bo nic innego tak dobrze i skutecznie nie odsłania meandrów propagandy i manipulacji jak informacje z wielu źródeł i z wielu punktów widzenia. A wtedy nasz kraj nie będzie należał do zwalczających się watach. Nie będzie także łatwo rozbijać spójności celów politycznych poprzez autonomiczną politykę resortów i instytucji. Sposób naprawy kraju polega także na odebraniu państwu wielu funkcji, które zupełnie niepotrzebnie wzięło na swoje barki. Jednymi z takich jest edukacja, system instytucji rynku pracy - a raczej właściwie rejestracji bezrobotnych. Paradoksalnie naprawa państwa polega na jego pozornym osłabieniu poprzez odebranie mu funkcji redystrybucyjnych dochód narodowy i pozostawienie pieniędzy ludziom w ich kieszeniach. Ale nie ma chyba wyjścia. Naprawa państwa jest ważna zwłaszcza w kontekście wieloletniego snu.

Czekajmy więc na alchemika z miksturą.

czwartek, 8 lipca 2010

Aldous Huxley - godne uwagi

Manifest Radia Obywatelskiego

Wstęp
Gdy w 1983 roku Richard Stallman opublikował Manifest GNU stanowiący fundament rozwoju wolnego oprogramowania wielu jego znajomych i przyjaciół pukało się w głowy. Od tego czasu minęło ponad ćwierć wieku. Dzięki Stallmanowi powstał za osiem lat najsłynniejszy produkt oparty na systemie wolnego oprogramowania – Linux. Niby nic, ale dziś 80 % serwerów na świecie pracuje na tym bezpłatnym, wolnym i niezawodnym systemie. Dlatego między innymi Internet jest wolny i nikt nie może nad nim zapanować. Nawet system Drupal na którym działają Niepoprawni też jest wolnym oprogramowaniem. Model tego typu wolnej twórczości rozszerzył się na inne dziedziny życia. Dzięki niemu możliwe są takie inicjatywy jak jamendo.com, gdzie artyści umieszczają swą muzykę rezygnując z części praw do nich. Dzięki temu można w np. lokalach gastronomicznych puszczać wolną muzykę nie płacąc ZAIKS'u. Tak jest to możliwe, a ludzie po prostu o tym nie wiedzą i myślą że za każdą muzykę trzeba płacić. Artystów tych nie ma w komercyjnych stacjach. Powstał dzięki temu inny model biznesu skutecznie omijającego korporacyjne meandry praw autorskich i patentów. Dlaczego o tym piszę? Ludzie przyzwyczaili się po prostu, że tak musi być i że wszystko musi kosztować. Piszę też o tym dlatego, że istnieje pewna analogia między sytuacją na rynku oprogramowania w latach 80-tych i 90-tych ubiegłego wieku a sytuacją na rynku mediów we współczesnej Polsce.

Analiza sytuacji
Media zawsze były szczególnym obszarem zainteresowania władzy. W tej chwili istniejące media w Polsce są pod ścisłą kontrolną obcego kapitału lub tzw. publiczne – (obecnie likwidowane) pod kontrolą zmieniających się mafii politycznych. Na początku lat 90-tych jak grzyby po deszczu zaczęły powstawać prywatne małe i większe rozgłośnie. Olbrzymia większość z nich nie wytrzymała konkurencji z powodu polityki kolejnych rządów wprowadzających coraz to większe opłaty koncesyjne. W końcu cały interes stał się nieopłacalny. Nie oznacza to, że nie ma takiej potrzeby komunikowania. Od tamtego czasu straciliśmy kontrolę nad wymianą informacji i idei na lokalnym poziomie i mamy odebrany głos w mediach. A przekaz jest jednokierunkowy. Na obecnym poziomie rozwoju internetu, nie dociera on do wszystkich i wszędzie.

Istota pomysłu
Nie jest ważne jakie masz poglądy. Nowe idee i pomysły powstają tylko wtedy gdy ludzie się nimi wymieniają. Pewne jest to, że potrzebujemy możliwości medialnej wypowiedzi. Bo tylko przy dwukierunkowym przekazie będą ukuwane poglądy, wymiennie myśli i ocena rzeczywistości. Nie możemy pozwolić na dalszą manipulację. Rozmawiajmy.

Co należy zrobić na początek?
- Rozpropagować idę
- Niezbędne jest przygotowanie projektu ustawy o rozgłośniach obywatelskich stanowiącej fundament tego nowego medium
- Niech politycy wszystkich sił politycznych określą się. To będzie ich najlepszy sprawdzian. Niech wypowie się Urząd Komunikacji Elektronicznej co o tym myśli.

Istota radia obywatelskiego – jak to sobie wyobrażam?
- Urząd Komunikacji Elektronicznej przydzielałby koncesję na stosowne częstotliwości w lokalnym paśmie na wniosek organizacji pozarządowych za symboliczną opłatą. To one przede wszystkim prowadziłyby tego rodzaju rozgłośnie.
- Obszarem działalności danej rozgłośni obywatelskiej będzie powiat i to starosta sprawowałby formalny administracyjny nadzór nad tego rodzaju stacjami.
- Stacji na terenie powiatu mogłaby działać nieograniczona liczba w zależności od ilości miejsca w eterze.
- Wolne radio nie zakłócałoby rynku przez swój niekomercyjny charakter. Dochody z prowadzenia działalności (z reklam) mogłyby być przeznaczane wyłącznie na pokrycie kosztów funkcjonowania rozgłośni. Emisja reklam byłaby możliwa ale tylko dla lokalnych przedsiębiorstw zarejestrowanych na terenie działalności rozgłośni. Wzmocniłoby to pozycję konkrecyjną lokalnych firm w stosunku do wielkich korporacji niwelując często nie do przekraczanie dla tego rodzaju podmiotów barierę wejścia na rynek. To z kolei pociągnęłoby za sobą rozwój rynku pracy.

Co daje takie radio?
- Rozgłośnie obywatelskie stanowiłyby doskonały instrument dla renesansu idei społeczności lokalnej dając możliwość samorealizacji dla wszelkich form aktywności arystotelicznej naukowej i społecznej.
- Jesteśmy społeczeństwem zatomizowanym. Nie wiemy kto mieszka koło nas, nie wiemy kim jest nasz sąsiad i czy nie potrzebują pomocy, nie wiemy też czym się interesuje. Upodmiotowienie tego typu pozwoli także patrzeć władzy lokalnej i centralnej na ręce.
- Każdy będzie miał antenę dla siebie. Rozgłośnie tego typu byłby tubą informacyjną i miejscem kreacji inicjatyw lokalnych. W końcu dzięki nim istniałaby możliwość swobodnej wymiany myśli i poglądów.

Dlaczego radio?
Z powodu niskich kosztów i powszechnej dostępności odbiorników.

Jeśli nie podziała formalna strona realizacji przedsięwzięcia. Będzie potrzebne referendum w tej sprawie. W końcu to my jesteśmy suwerenem. Czasami należy o tym przypomnieć.

Nie rozmieniajmy się na drobne zwłaszcza w obecnej sytuacji. Zróbmy wspólnie jedną inicjatywę. Odzyskajmy media dla siebie i przyszłych pokoleń. Zacznijmy od radia.



Opublikowałem to przedwczoraj na niepoprawnych. Uznałem że powinno być i tutaj.

środa, 7 lipca 2010

Bilbord

Zdjęcie zrobiłem na jednej z lubelskich ulic. Ale to mało ważne gdzie zostało ono zrobione. To wyłącznie studium przypadku odsłaniające tylko to co jest z pozoru niedostrzegalne.

Takie coś można zamówić tylko za publiczne pieniądze. Dlaczego? A gdzie na tej reklamie powiedziane jest o jaki teatr chodzi? Gdzie jest adres chociażby internetowy abym mógł ustalić o jaką instytucję chodzi? Albo mamy od czynienia ze skrajnym kretynizmem lub nieuwagą albo w mieście jest tylko jeden teatr. A jeśli jestem z innego miasta i chciałbym się rozerwać? Tak wiec i tak wychodzi na jedno: tak nie powinno być bo efekty takiej promocji są ZEROWE. To tak jakby zareklamować jakiś unikalny towar i nie powiedzieć gdzie go można kupić. Skuteczność takiej reklamy jest żadna, ale pieniądze zostały z pewnością wydane prawidłowo, bo przetarg był przeprowadzany dobrze. A może tak ma być?
To doskonała metafora socjalizmu, w której marnuje się na masę pieniądze i nikogo to nie obchodzi. Bo kto dostrzegł, że coś nie gra? Dlatego publiczne zawsze będzie gorsze od prywatnego, bo w prywatnej firmie ktoś kto jest za to odpowiedzialny wyleciałby z roboty na zbity pysk. Ile podobnych kretyńskich zamówień jest realizowanych w całej Polsce? I niech nikt nie mówi potem że jest deficyt.

Analogia: Po co jest ten miś?
"
"Prawdziwe pieniądze zarabia się na drogich, słomanych inwestycjach."
R. Ochódzki

Stosunek do stosunku i nie tylko

W doskonałym pamflecie na szarlatanerię współczesnej nauki i świata lumpeninteligenckich  "specjalistów" pt.  "Kongres futurologiczny" Stanisława Lema, główny bohater trafia na pewne przyjęcie. Tamże rozlega się z głośników przebój ze słowami:
"Tylko głupiec i kanalia
ignoruje genitalia.
Bo najbardziej jest dziś modne
reklamować części rodne"
Wątki "postępowe" w wizjach bohaterów Lema na tytułowym kongresie są powszechne: dobieranie małżeństw sadystów z masochistkami i odwrotnie, czy pomysł innego prelegenta na pozwolenia na posiadanie dziecka... Jeden z prelegentów wspomina o tym, że kolejnym etapem rozwoju cywilizacji będzie jej... kanibalizacja. Od razu przypomniał mi się pomysł pewnego posła aby zastrzelić Jarosława Kaczyńskiego i zdjąć z niego skórę. No cóż czasy mamy barbarzyńskie i apokaliptyczne więc kanibalizacja też nikogo nie zrazi. Co więcej jest w stanie pozwolić na odrobinę politycznego rozgłosu.  Jeszcze innym zadziwiającym pomysłem Lema było umieszczenie w książce BeMBardowań czyli bombardowań specjalną bombą: Bombą Miłości Bliźniego. Zawiera ona substancje narkotyczne powodujące bratanie się wszystkich ze wszystkimi. BeMBy zrzucane były na ludzi w czasie zamieszek. Ileż to ton tego rodzaju substancji wylano na nas w czasie ostatniej prezydenckiej kampanii? Ile BeMB spadło na nas po smoleńskim "cesarskim cięciu"? Kto zliczy?

Czym Lem antycypował? Chyba tak
Choć rzeczywiście promocja organów rodnych we wszystkich mediach jest dziś pospolita, to reklama samego prenatalizmu już nie. Ludzie chcą „robić dzieci” dla przyjemności ale nie chcą ich mieć z lenistwa i wygody. Organy rodne spozierają na nas z wielu wystaw wielu kiosków i wcale nie zachęcają do tego do czego zostały stworzone. Promocja rozwiązłości jest więc połączona z rozpadem rodziny. Antykoncepcja i aborcja stały się filarami wypaczonej wolności. Sex stał się rekreacją a nie prokreacją. Co nie znaczy że nie jest przyjemy, ale na pewno przereklamowany. Kolejne wypaczenie współczesnego świata?
Świat to system naczyń połączonych. Lewacka polityka Unii Europejskiej nie tylko spowodowała zadłużenie kontynentu po uszy i jego gospodarczy zastój właśnie poprzez rozpad rodziny. Instrumentem w tym procesie obok demoralizacji mały być ubezpieczenia społeczne odbierające ludziom kontrolę nad ich pieniędzmi i tworzące ułudę spokojnej starości. Bo po co mieć dzieci kiedy to państwo zadba gdy będziemy już starzy? Efekt tego jest taki, że za chwilę nie tylko nie będzie miał kto w Unii pracować ale i nie będzie miał kto płacić składek emerytalnych. Niemożność spełnienia socjalnych obiecanek przy dalszym socjalistycznym ideologicznym gorsecie spowoduje, że powstaną kasty uprzywilejowanych i tych od przywilejów odciętych.  Rozwiązanie jest więc jedno - totalitaryzm. Brak demokratycznych procedur przy wyborze najwyższych przywódców Unii najlepiej świadczy o tym, że może to nastąpić szybciej niż się komukolwiek zdaje.

A sam kongres futurologiczny? Jest. Nazywa się ted.com :-)

wtorek, 6 lipca 2010

Pochwała normalności

Partia Normalności tak powinien nazywać się nowy twór polityczny, który połączyłby pod wspólnym skrzydłami PIS, UPR, Jurka, to co pozostało po polskiej prawicy i normalnym (nie Pawlakowym) PSL i nie tylko. Żadnych idiologicznych tyrad, żadnych przegięć. 

Program prosty jak przysłowiowa budowa cepa:

Rodzina:
Rodzina to NORMLANA podstawa społeczeństwa – jak uczył Arystoteles, więc to NORMLANY związek kobiety i mężczyzny, do której się nikt nie wtrąca.

Podatki
Podatek dochodowy do kosza – starczą pośrednie.
VAT – 15% i jasno powiedziane na co idą pieniądze.

Media
Media obywatelskie – państwo uwalnia częstotliwości i pozwala obywatelom z nich do woli korzystać za symboliczne koncesyjne opłaty. Tak jak SB Radio: wolna wymiana idei. Dzięki temu lokalne firmy mają tanie reklamowe medium pozwalające szukać konsumentów na lokalnym rynku więc będą i miejsca pracy.

System
Jednomandatowe okręgi wyborcze.

A gdy się komuś nie podoba? Może wyjechać. Gdy nie podoba się Unii – występujemy z Unii. Będą chcieli zwrotu dotacji niech oddadzą składki. Zobaczymy kto na tym lepiej wyjdzie. Zacznijmy od radia aby rozwalić ZSSLwW - Zintegrowany System Srania Ludziom w Głowy. Wtedy zacznie być NORMALNIE.

Zasłona zadymna

Czy Lech Kaczyński był trzeźwy na pokładzie samolotu? - chwilę po wyborach pyta lubelski poseł.

W oglądanej przed laty baśni była postać złej czarownicy, która była niezniszczalna. Okazało się jednak, że pokonanie jej jest możliwe. Należało się od niej odwrócić i o niej zapomnieć. Najprościej byłoby więc zapomnieć o facecie i zatkać uszy i nie reagować na te kretynizmy. Ale wtedy musielibyśmy odciąć się od całej polityki i wszelkiego publicznego życia. A może o to chodzi? Obrzydzić sprawy publiczne do reszty. To właśnie zwątpienie części społeczeństwa w połączeniu z degrengoladą  doprowadziło Komorowskiego do prezydenckiego fotela. Bo przecież wybór prezydenta jest jak wybór pasty do zębów: ma być smaczna, wybielająca i tania...
A może to tylko zasłona dymna aby nikt nie zadawał naprawdę ważnych pytań o budżet i o to kto przekazał śledztwo w sprawie katastrofy w obce ręce? Może warto też zapytać kto obniżył rangę wizyty z oficjalnej na prywatną? Ale przecież stado lumpeninteligenckich baranów dla kupienia których wystarczy kilka wytartych frazesów o Unii i zgodzie nie stawia pytań. Wyciąga tylko rękę aby pozdrowić wodza starym rzymskim pozdrowieniem. Może więc pan Palikot o to zapyta swych partyjnych kolesiów o budżet i ragę wizyty? Oczywiście nic z tego.

Teraz PO ma prawdziwy monopol władzy. A nic nie deprawuje tak jak władza. Ale czy można być zdeprawowanym jeszcze bardziej? Najgorsze jest to, że zdeprawowana władza deprawuje także obywateli. W przyrodzie jest tak że siły zła i dobra się równoważą. My straciliśmy poczucie co jest dobrem a co złem nie wspominając już o zmyśle równowagi. Całkowite zwycięstwo jest wstępem do całkowitej klęski. 

Dwie Polski

Za chwilę będziemy mieli nowego prezydenta. Gość został wybrany w sposób demokratyczny bez większych uchybień od zasad i przepisów więc powinienem go uznać za szefa państwa. Ale perspektywa życia w kraju, którego prezydentem jest ten gość do łatwych nie należy. Żyjąc w regionie który gremialnie i całkowicie wybrał Kaczyńskiego czuję się niemalże okupowany. Owa światła Platforma wygrała te wybory rzutem na taśmę dzięki kilku medialnym sztuczkom i bezpardonowej negatywnej kampania. 
Co sprawiło że ludzie poparli kandydata PO? Przecież nie miał on programu w odróżnieniu od swego kontrkandydata? 
Wygrali dzięki mediom, które bez pardonu lansują określmy styl życia, bycia i zachowana. Ludzie oglądają kretyńskie seriale, a ich bohaterowie są prawie rodziną. Pogodynka z TVNu to przecież nieomalże nasza krewna i gdy ona coś nam szepnie do ucha to znaczy, że tak jest. Tak jak restauracje Macdonalda oduczyły część społeczeństwa spożywania normalnych posiłków, tak telewizja oduczyła myślenia. „Jedzcie gówno! Miliony much przecież nie mogą się mylić!” I część ludzi pewnie sięgnie po tak wylansowane danie. A mi się robi niedobrze. 

Dlaczego dwie polski?
Wystarczy porównać dane z PKW odnoście preferencji politycznych i frekwencji aby się przekonać  jaki był naprawdę mechanizm wyboru Komorowskiego na prezydenta. W regionach gdzie triumfował Komorowski była niewielka frekwencja w porównaniu do tych w których wygrał Kaczyński.
Oczywiście wyjątkiem są wielkie miasta opanowane przez lumpeninteligencję i białowieskie niegdyś całkowicie zrusyfikowane wsie, ale to tylko wyjątki potwierdzające regułę. To znaczy, że po prostu pewna część społeczeństwa nie poszła w regionach tryumfu Komorowskiego głosować. Kto i dlaczego? Jaki mechanizm sprawił, że ludzie poszli do urn? Rację ma Gontarczyk pisząc, że zachodnia Polska to Polska bez korzeni. Gdy na wschodzie istnieją jeszcze autorytety rodzinne i pewien familiarny konformizm i nie jest obciachem myśleć i mówić co się myśli, na zachodzie w tym samym miejscu jest pustynia. Zatomizowane znacznie bardziej społeczeństwo. I tu robotę zrobił .... Palikot i „Nie zagłosuję na Jarka”. Jego główną rolą było na tyle obrzydzenie polityki jako takiej, że ludzie machnęli ręką i sami pozbawili się głosu nie idąc na wybory. Ci sami ludzie na wschodzie poszli i zagłosowali na Kaczyńskiego. Dlatego można domniemywać, że na zachodzie postąpili by tak samo przechylając szalę zwycięstwa.   Ludzie nie interesują się polityką. Mają ją w dalekim poważaniu, a ich poważanie do było jeszcze większe, gdy dowiedzieli się o zbrodniach IV RP, które są oczywiście wyssane z palca, ale są. Po bliższym przyjeżdżaniu się wyniki wdać, że tak na dobrą sprawę sytuacja ta dotyczy stosunkowo wąskiej grupy ludzi, ale strukturalnie rozległej.

Dlaczego tak się dzieje? Dlatego, że nie mamy elit i prawdziwych autorytetów. Odbudowa ich to zadanie na następne dziesięciolecia. Tylko jak to zrobić w kraju zniewolonym i ogłupiałym? W kraju Palikotów i Niesiołowskich? To syzyfowa praca, bo każdy potencjalny autorytet za chwilę zostanie obrzucony błotem. Został jeszcze Kościół. On też ugina się pod jarzmem globalnej nagonki. Czasy mamy doprawdy apokaliptyczne. Ale prawda zwycięży. 

niedziela, 4 lipca 2010

Osiołkowi żłoby dano...

... czyli wygrał Kaczyński a Komorowski będzie Prezydentem.
Wczoraj mój starszy syn zapytał czy Kaczyński jest już Prezydentem? Odpowiedziałem, że jeszcze nie bo była dopiero jedna tura wyborów, a jurto będzie druga i że było najpierw dziesięciu kandydatów, a teraz jest tylko dwóch.
- To znaczy, że będzie boks? - zapytał młodszy. Miał rację. Będzie boks dopiero teraz...

Jeszcze nie wiadomo kto wygrał bo sondaże jak wiadomo kłamią, a już rozpoczął się w szeregach PO taniec radości. Z tym że tak naprawdę nie mają się z czego cieszyć. Po mimo zmasowanego ataku wszystkich mediów i użyciu wszelki sprawdzonych i innowacyjny sztuczek prawie połowa społeczeństwa jak widać ogłupiona nie jest. Nie licząc oczyścicie tych którzy mają to w głębokim pokazaniu i na wybory nie poszli. To tylko wstęp do jeszcze gorszych wiadomości. 
Spróbujmy popatrzeć na sytuację z punktu widzenia przeciętego, niedoinformowanego wyborcy. Miał on wybór albo wybrać Bronka – (jaki koń jest każdy widzi) albo jego kompletne propagandowe przeciwieństwo - znienawidzonego Jarosława. Prawie połowo wybrała to drugie. Prawie połowa wybrała  ekstremum! Czyli gdyby miejsce Jarosław a zajął ktoś inny i bardziej umiarkowany np. Św. Pamięci Wasserman albo skonfliktowany z Prezesem Ludwik Dorn wybór byłby w kieszeni. Innymi słowy nastroje społeczne nie są wcale takie jak się PO-matołkom wydaje. Podkreślam jeszcze raz: połowa polaków wybrała ekstremum z propagandowego punktu wiedzenia. Najgorszy jest rach przed nieznanym, a PO-matołki muszą być świadome faktu, że teraz może być już tylko gorzej.
PiS po tych wyborach wychodzi wzmocniony i silny jak nigdy, tym bardziej, że Jarosławowi to zwycięstwo było nieopłacalne. I tego dopiero powinni się obawiać Platformersi. PO ma absolutną wadę w kraju nie ma na kogo zwalić winy za niepowodzenia. Przez najbliższy rok będzie jeszcze gorzej i nawet medialna osłona nie zapewni reelekcji. 
Tylko idiota brałby władzę w tej chwili, gdy mamy do czynienia perspektywę rozpadu Unii na ktorą nasze elity nie są kompletnie przygotowane.

„Obudził się polski patriotyzm i nie da się tego zniszczyć” - pozwiedzał Jarosław zaraz po ogłoszeniu wyników i miał rację. PO aby wygrać te wybory musiało przejąć dialektykę PISu. Nie ma większego zwycięstwa ponad takie, gdy wróg przyjmie twój punkt widzenia i myślenia. I to jest dla środowisk PO dość kłopotliwe nawet jeśli to tylko medialna propaganda. 

Perfidia - oszustwo oswojone

"Perfidia" to nie tylko zbór doskonałych opowiadań Waldemara Łysiaka ze wczesnego okresu jego twórczości z absolutnie genialną "Selekcją" na czele. Perfidia to w dzisiejszych czasach standard powszechnej obłudy i oszustwa czasami poparty chichotem losu. Bardzo trudno jest ją rozpoznać przed ostateczną demaskacją, ale czasem gdy przybiera charakter systemowy nie jest to trudne. Wystarczy się rozejrzeć.
Na swój sposób przyzwyczailiśmy się do perfidii. Jest wszechobecna: umowy mały druczkiem, politycy opowiadający bzdury. Nie jest to jeszcze oszustwo albo jest nim w istocie, ale takim na które jesteśmy w stanie przymknąć oko. Ma perfidia pewną cechę nader podłą: zmiękcza nasze sumienia a niekiedy nawet nam imponuje. Oczywiście w zależności od skali. Poza tym powoli przesuwa nasze granice tolerancji na zło.

Perfidia konsumencka
Przechodząc między półkami w sklepie odkryłem, że olej w małych butelkach jest tańczy po przeliczeniu jego ceny na litry, niż w dużych pięciolitrowych baniakach. Przyzwyczajono nas do tego, że większa liczba czegoś w większym opakowaniu kosztuje nieco mniej. A tu jest odwrotnie. Dlaczego? A no dlatego właśnie, że się do tego przyzwyczailiśmy i nie sprawdzamy przecież cen za każdym razem. Ludzie kupują więc droższe większe ilości oleju licząc, że zaoszczędzą. A nie oszczędzają bo nie liczą. Inną masową perfidią konsumencką jest umieszczanie przy produktach zaniżonych cen w stosunku do tych jakie przychodzi zapłacić przy kasie. A takie małe naciąganie. Kto sprawdza i pamięta ceny? Zawsze przecież można powiedzieć, że to pomyłka.

Perfidia marketingowa
Czasami w różnych - zwłaszcza mniejszych miejscowościach na bazarach można dostrzec jegomościa rodem z Afryki (murzyna – nie Bura), który handluje różnymi wytworami rękodzieła. Są to przeważnie afrykańskie maski, jakieś rzeźby lub różne bibeloty. W owych dziełach zadziwia precyzyjne wykonanie i to, że wszystkie są tak samo czarne jak sprzedawca. Potencjalny kupiec myśli sobie: "To są pewnie rzeczy zrobione z hebanu, a ten jegomość pewnie przywiózł je przez granicę z rodzinnej afrykańskiej wioski i wiele się przy tym natrudził. Na pewno to stare oryginalne przedmioty, które ten biedak teraz sprzedaje aby wyżywić swą rodzinę".
Oczywiście są też i tacy, którzy kupują tego rodzaju przedmioty bo im się podobają. Są i tacy, którzy chcą dopomóc doli biednych bliźnich ale to pewnie mniejszość. A prawda jest taka, że owe wyroby nigdy nie widziały Afryki – jak często zresztą ich sprzedawca, nie leżały nawet przy hebanie, a za to były namaczane w bejcy i są tak oryginalne jak sprzedawane obok "oryginalne adidasy".
Dowiedziałem się ostatnio jak to działa. Na Ukrainie jest podobno kilka wsi wyspecjalizowanych w półprzemysłowej produkcji tego rodzaju rzeczy. Raz na kilka tygodni pokaźny TIR zbiera je i wywozi do Polski. Potem werbuje się miejscowych czarnych obywateli – często już dawno osiadłych lub urodzonych na miejscu dzieci emigrantów, którzy stoją i handlują "sztuką". I wszystko jest w porządku: nikt nikogo nie oszukuje, nikt nikogo nie naciąga. To tylko niewiedza, chęć zysku i "okazja" zrodzona w głowach kupujących popycha ich do zakupów. Zgodnie ze starą zasadą, iż liczba i jakość podróbek na rynku wpływa na popyt i ceny oryginałów prawdziwe rzemiosło afrykańskie nie znajduje pewnie wielu nabywców. Gdy znamy sobie sprawę, że tego typu proceder nie dotyczy wyłącznie Polski lecz całej Europy to okaże się, że mamy do czynienia ze sprawnie prosperującym perfidnym przemysłem.

Perfidia show biznesowa
Książka Ilf'a i Pietrowa pt. "Wielki Kombinator" rozpoczyna się wizytą oszusta podającego się za syna pewnego wielkiego rewolucjonisty u burmistrza jakiejś mieściny gdzieś w radzieckiej Rosji. Oszust opowiada o tym jak w trudnej znalazł się sytuacji i prosi o wsparcie na powrót do domu. Z reguły działo. Tym razem nie wyszło bo w środku siedział właśnie jego kolega po fachu robiący ten sam "numer". Co było robić? Obaj oszuści rzucili się sobie w ramiona krzycząc: "Bracie, co za spotkanie!".
Aby podobne sytuacje nie miały miejsca zwołano wszystkich oszustów pracujących na "dzieci rewolucjonistów" na specjalny kongres i podzielono strefy wpływów.
Czytając to przypomniałem sobie o pewnym mało znanym fakcie dotyczącym grupy Bony M. Otóż ten NIEMECKI zespół (tak niemiecki – jak ktoś nie wierzy niech sprawdzi) składał się pierwotnie z trzech pań i jednego śniadego zarośniętego dżentelmena. Ponieważ lata sławy i związanych z nią apanaży oraz młodości członkowie grupy mieli już dawno za sobą postanowili podzielić świat na strefy wpływów aby zwiększyć swe dochody. Więc każda z pań zatrudniała sobie dwie inne panie i jednego śniadego dżentelmena, a do oryginalnego już wyłysiałego "rodzynka" doszlusowały trzy niewiasty. Po co to wszytko? A no po to, że dzięki takiemu rozwiązaniu grupa jest w stanie zagrać cztery koncerty jednocześnie w różnych miejscach na świece. A to, że to niewiele różni się od oszustwa? No przecież w składzie każdej z grup jest jeden oryginalny jej członek, tak samo jak w obecnym składzie "Czerwonych Gitar".

Perfidia systemowa
Prawo Zamówień Publicznych zwolniło zamawiających po jednym z licznych jego "updateów" z konieczności robienia przetargów na usługi prawne. Podniósł się wtedy straszny szum, że oto prawnicy zapewnili sobie łatwiejszy dostęp do publicznych pieniędzy. Po licznych lamentach – nie kto inny jak prawnicy znowu zmienili przepisy – wykreślając siebie z listy usług, które przetargów nie wymagają. Niby nic, a jednak. O ile wcześniej można było zatrudnić byle kauzyperdę za niewielkie pieniądze, o tyle teraz mamy do czynienia z koniecznością zatrudnienia poprzez przetarg kancelarii prawnej za sporą kasę. W ten sposób kasta uprzywilejowanych prawników uszczelniała dostęp do "fruktów" najpierw go otwierając. I co z tego, że zapis taki ma wpływ na podwyższenie kosztów funkcjonowania administracji i jest w naturalnej sprzeczności istotą publicznych zamówień? Przecież ustawy piszą prawnicy a uchwalają je politycy – często też prawnicy, ale tak zajęci wzajemnym obrzucaniem się błotem, że nie mają przecież czasu czytać ustaw.

Perfidia humanitarna
Jurek Owsiak i jego Orkiestra od wielu lat zbierają kasę na ratowanie naszej służby zdrowia kupując sprzęt, który i tak kupiony być powinien. A niczyją tajemnicą nie jest, że z systemu tzw. "ochrony zdrowia" wyciekają pieniądze jak woda przez durszlak. W przypadku akcji Owsiaka mamy w pewnym sensie do czynienia z podatkowym pospolitym ruszeniem. Bo jest to forma dodatkowego – tym razem całkowicie dobrowolnego łatania dziur w systemie, który powinien być naprawiony od podstaw, a nie doraźnie łatany. Inna kwesta to wysokie koszty całej akcji, podobne do wysokich kosztów samego systemu fiskalnego. Perfidia WOŚP polega jednak na tym, że odwołuje się do naszych sumień jak żebrak, który woli wyciągnąć rękę zamiast wziąć się do uczciwej pracy.

Perfidia polityczna
Tu właściwe należałoby zacytować książkę "Fałsz politycznych frazesów" opisującą całą perfidię politycznych kłamstw i obiecanek. Ma ona podstawę w ideologicznym wmówieniu ludziom, że mają do czegoś prawo, że ktoś im coś zafunduje i że państwo załatwi pewne sprawy lepiej niż oni sami. Polska specyfika tego zjawiska polega na tym, że wszelkie miary w tej kwestii zostały przekroczone już na początku naszej tzw. "demokracji". Wystarczy przypomnieć tylko Wałęsę i jego 100 milionów... Jest jeszcze jeden dramat: realna bezideowość naszych głównych partii politycznych i selekcja kadr polegająca na eliminowaniu ewentualnych przeciwników. Skutek tego jest taki, że na szczytach politycznych piramid znajdują się ludzie bezideowi, bezwzględni ale i intelektualnie nie najwyższych lotów. Dlaczego? Dlatego, że lider otacza się głupcami w nadziei, że będą tak głupi, że nie zagrożą jego pozycji. Człowiek głupi jest z reguły bezwzględny. Więc w końcu jakiemuś durniowi się to udaje. Potem on znowu otacza się jeszcze większymi kretynami. Dochodzi dzięki temu do dewaluacji intelektualnej całych struktur. I nie potrzeba obcych wywiadów aby kręcić tym interesem. On kręci się sam. A co należy zrobić aby zapobiec tej perfidii? Niezbędna jest ideologizacja partii i głosowanie na program. Ludzie muszą zrozumieć także jakie mają poglądy o ile je mają, a jeśli ich nie mają muszą się o nie postarać.

Perfidia historyczna
Bitwa pod Kłuszynem jako przykład. Nie tylko tworzy się nowy obraz historii ale pewne fakty się przemilcza a inne nagłaśnia. Oto dokładnie 400 lat temu – 4 lipca 1610 roku - wojska polskie rozgromiły  pod Kłuszynem wojska rosyjskie i szwedzkie pomimo ich dziesięciokrotnej przewagi liczebnej. Car uciekając pogubił buty w bagnie, a o mały włos straciłby w nim także życie. Czy media wspominają o tym fakcie? Gdzie uroczyste obchody? Programy w TV? Nie ma, bo nie wypada. Nie wolno drażnić naszych "przyjaciół" w których ramiona cisnął nasz salon po smoleńskim "cesarskim cięciu"..

Rozejrzyj się dookoła. Poszukaj perfidii, zdemaskuj ją, a świat może o tą drobinę będzie lepszy.

piątek, 2 lipca 2010

Idą

Tak na zakończenie kampanii tuż przed końcem ciszy wyborczej, postanowiłem umieścić ostatni -27 komunikat Ministerstwa Prawdy. Ostry niczym brzytwa i celny jak strzała Robin Hooda!
A więc do urn!

Myśl

Taka myśl przewrotna w głowie mi się kołacze:
Czy wszelkim nieszczęściom są winni wąsacze?

czwartek, 1 lipca 2010

Telezakupy kłamią

Widziałem dzisiaj na ulicach miasta zlokalizowanego koło mojej wioski Bronkobus. Mogłem przez chwilę przyjrzeć się mu z bliska. W telewizji wygląda przepiekanie: taki biały ze zdjęciem myśliwego. Ale pojazd znacznie traci przy bliższym poznaniu. Podobnie jak sam Pan Myśliwy. Ten piękny biały zdawałoby się – pojazd kosmiczny – okazuje się starym, trzydziestoletnim zdezelowanym mercedesem mającym problemy z zapalaniem. Pewnie woził wcześniej niemieckich turystów, albo kursował na jakiejś linii ichniego PKSu. Potem pewnie trafił na szrot skąd wydobył go jakiś przedsiębiorczy Polak. Teraz służy jak pojazd reklamujący Bronka. 
Świetna metafora: niemiecki na dodatek zdezelowany samochód i pan z wąsikiem. Czy my już naprawdę już są Zimbabwe?

Wniosek:
Nie kupuj tego co sprzedają w telezakupach bo to tandeta. Towar najlepiej obejrzeć samemu i nie opierać się na opinii innych.

Ostatnia paróweczka hrabiego Komorowskiego

Stanisław Bareja - moim skromnym zdaniem - nasz wieszcz narodowy, w swym arcydziele pt. „Miś” zawarł wysoce proroczą scenę kręcenia filmu pod tytułem: "Ostatnia paróweczka hrabiego Barry Kenta". Jako nasza wielokrotnie sprawdzona Wernyhora Bareja pozostawił w scenie wiele znaków dzięki analizie której można rozszyfrować przyszły bieg wydarzeń. Ale po kolei.
Inicjały tytułowego hrabiego B.K. jak ulał pasują do jednego z kandydatów na najwyższy urząd – co najciekawsze posiadającego także (legalnie bądź nie) tytuł hrabiowski.
Oczywiście scena polowania uwiarygadnia tylko o kogo chodzi, bo myśliwskie zamiłowania Hrabiego – Marszałka są powszechnie znane. Jak pamiętamy w scenie tej pojawia się Wawrzyniec Pruski – Polski dziedzic ale w mundurze prusaka – oczywiście „doskonale wiemy z kim oni wtedy trzymali” i z kim trzymają ci dzisiejsi.
Okazuje się, że dzieci z nagonki to tak naprawdę poprzebierani dorośli. Jeden się nie dał ogolić bo nosił zarost od przedwojnia. Oczywiście wiadomo, o którego członka honorowego komitetu chodzi... Pada wtedy pomysł, że należy obwiązać twarze szmatami, bo dzieci nie mały opieki dentystycznej. Czyli wychodzi debata o służbie zdrowia. Jednak bunt statystów można także zinterpretować jako przyszły bunt sztabowców Komorowskiego, którzy domagają się stołków. Jeden z nich podpisał już nawet umowę na gajowego z wąsami, czyli miał obiecaną pracę w kancelarii przyszłego prezydenta. Gdy jednak widzi, że ze zwycięstwa nici podbija stawkę za robienie z siebie durnia. Reszta nagonki – jak zresztą sama nazwa wskazuje – to media zachęcające do głosowania na jedynie słusznego kandydata.
Gdy waśnie przygasają dochodzi do kręcenia sceny polowania. Myśliwi przygotowani i nagonka też. Rozpoczyna się pogoń za kotem przebranym za zajęczą ofiarę. To psy z PO ścigają biednego miłośnika kotów, który uczynił niespodziankę i uciekł na drzewo. Znaczy się uciekł wyżej – ponad groźne ścigające do psy. Proroctwo? Dla mnie znaczy to tyle, że Jarosław zostanie Prezydentem. Sztabowcy chcą ściąć drzewo - znieść urząd Prezydenta, lub powtórzyć głosowanie - jak z irlandzkim referendum. Taka jest ich koncepcja. Oczywiście pokłócą się między sobą, kto jest od koncepcji. 
„Prasłowiańska grusza ukrywa w swych konarach plebejskiego uciekiniera” - to prorocze  słowa reżysera. Potem każe zmienić kota na psa – aby się odszczekiwał. To już trochę niepokojące. Ale co tam.
Ale na tym nie koniec. Myśliwi i nagonka wracają z nieudanego polowania. Sięgają do kotła, a tu ktoś ukradł parówki! Czyli będzie jeszcze gorzej, bo dla myśliwych i nagonki zostaną odebrane wszystkie profity i apanaże. Zmęczeni, głodni i bez myśliwskich trofeów  zwolennicy hrabiego Komorowskiego wrócą do swych domostw. Potem w obawie przed represjami kaczystów wyjadą z kraju. Szkoda, że to tylko lepiej lub gorzej reżyserowany film...

P.S. Możliwa jest także inna interpretacja. Ostatnią "paróweczką" hrabiego Komorowskiego jest Palikot. Występował przecież kiedyś w koszulce z napisem: "jestem gejem". W końcu parówki były w "baraniej kiszce"... Ale to już obrzydliwe.



A teraz na poważnie. Grający reżysera Janusz Zakrzeński zginął pod Smoleńskiem razem z Lechem Kaczyńskim. Cześć jego pamięci. Jak widać fikcja i rzeczywistość potrafią się ze sobą łączyć w sposób niebywały.