Mojej koleżanki brata koleżanka mieszkająca w stolicy zauważyła pewnego dnia przy drodze leżącego zdechłego psa. Biorąc pod uwagę „podmiot liryczny” i wiodący do niej łańcuszek krewnych i znajomych historia, którą chcę opowiedzieć równie dobrze może być zmyślona. Bez względu na to doskonale ona ilustruje kondycję współczesnych Polaków. Otóż ta niewiasta właśnie ulitowawszy się nad nieszczęsnym truchłem postanowiła je pochować. Ponieważ w stolicy są obyczaje europejskie, zadzwoniła na specjalny cmentarz i zamówiła miejsce. Problemem pozostał tylko transport. Ponieważ w pobliżu znajdowała się stacja metra, zapakowała więc zwłoki pieska do wielkiej torby (bo ponoć w czasie swego żywota do małych on nie należał), zamaskowawszy ładunek, udała się na stację. Nagle pojawił się koło niej jakiś sympatyczny młodzieniec. Widząc męczącą się dziewoję zaproponował pomoc. Gdy tak szli chłopak zapytał co to takiego ciężkiego jest w tej torbie. Dziewczyna nie chcąc zrażać prawdą pomocnika pozwoliła sobie na drobne kłamstewko. Powiedziała, że to kolumny głośnikowe. Usłyszawszy to młodzieniec ruszył nieomal z piskiem butów i po chwili zniknął za zakrętem. Uciekał tak szybko, że okrzyki nic nie pomagały. Widać mknął z prędkością wyższą od dźwięku. Na pewno też nie przypomniał sobie o kotletach pozostawianych na włączonym gazie, czy nowym odcinku „M jak miłość” za 5 minut. Widok miny złodzieja otwierającego torbę musiał być bezcenny.
Przypomniała mi się historia moich kolegów ze studiów, którzy wynajmowali pokój w pewnym domu. Wszystko było o.k. gdyby nie niewielka pojemność śmietnika, w którym musiały się zmieścić śmieci zarówno gospodarzy jak i trzech studentów. Za dodatkową wywózkę trzeba było ekstra płacić, co przekraczało możliwości finansowe biednych studentów. Wpadli pewnego razu na pomysł aby napakować śmieci do pudła, przewiązać sznurkiem i szarym papierem, postawić wieczorem przed bramą na chodniku i poczekać co się stanie. Obserwowali przez okno przechodniów i zatrzymujące się samochody. Aż nagle jeden z nich zatrzymał się, otworzył bagażnik bacznie obserwując okolicę. Po chwili chwycił paczkę, zapakował do kufra i odjechał najszybciej jak się dało. Śmiechu było co nie miara. Podobno „numer” udało się powtórzyć jeszcze dwa razy. Potem już nawet okazyjni złodzieje nie chcieli paczki i trzeba było w końcu zamówić dodatkowy śmietnik.
Być może to sposób na profilaktyczną walkę kradzieżami? Tylko jak wcisnąć śmieciową paczkę lub zdechłego psa złodziejom, którzy planują właśnie podniesienie VATu? Nie wiem. Swoją drogą Łunia też grzebie przy Vacie chcąc w ten sposób zasypać dziurę budżetową. Świadczy to o tym, że Łunia jest już padliną, którą trzeba jak najszybciej zakopać bo zaraz zacznie śmierdzieć. To dopiero początek rozkładu, ale międzyczasie kilku sprytnych "pomocników" może jeszcze próbować się obłowić na ułudzie unijnych skarbów znajdujących się w jej dziadowskiej torbie.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz
Jak masz ochotę to skomentuj