Jednym z wdrażanych w Polsce w Programów Operacyjnych dystylujących tzw. unijne pieniądze (które tak naprawdę unijne nie są, ale to inna historia) jest tak zwany PROW czyli Program Rozwoju Obszarów Wiejskich. Otóż w tamach tego programu dotację mogą między innymi otrzymać rolnicy na budowę chlewni, obór i kurników. Zwłaszcza to ostatnie jest bardzo ważne z uwagi na zmianę norm europejskich. Teraz kura musi mieć przestrzenie i wygody. Wniosek: dawne klatki do wyrzucenia. Znajomy pracujący przy tym programie opowiadał mi, że jednym z warunków prawidłowego rozliczenia grantu jest wybudowanie tzw. płyty obornikowej. Chodzi o to, aby obornik nie wyciekał do ziemi i nie zatruwał wód gruntowych. Do jednego rolnika, który wybudował kurnik przyjeżdża kontrola mająca zatwierdzić prawidłowość wykonanych prac. I tu niespodzianka. Rolnik nie wybudował płyty obornikowej. Kontrolerzy informują go o tym, a także o tym że pieniędzy nie dostanie.
- Tak? - powiedział rolnik – a widzieliście panowie kiedyś szczające kury? Bo ja nie widziałem.
I wtedy na kontrolerów spadała konsternacja. Oczywistym stało się, że obowiązek budowy płyt obornikowych przy kurnikach to nonsens. O ile w przypadku obór i chlewni ma sens o tyle w przypadku kurników to absurd. Problem w tym, że ktoś zapisał tak w programie i mus to mus. Ile takich kurników z niepotrzebnymi płytami obornikowymi powstało za publiczne pieniądze? Co będzie gdy o czymś takim dowiedzą się unijni komisarze? Cóż było robić? Lepiej sprawę był „zamieść pod dywan” i o „nieprawidłowości” zapomnieć.
Wbrew pozorom centralne planowanie wcale nie odeszło w odmęty dziejów wraz z pierwszym PRLem. Jest teraz ulubioną zabawką europejskich socjalistów a nie radzieckich towarzyszy, a dawne pięciolatki zmieniły się teraz tylko w siedmioletnie okresy programowania. Poza tym niewiele się zmieniło. Została przede wszystkim filozofia myślenia, w świetle której o wszystkim może decydować urzędniczy demiurg, a wszystko można zaplanować i przewidzieć. Do tego czas reakcji na zmianę trwa tak długo że owa zmiana nic nie zmienia a jeszcze bardziej komplikuje. Znając jakość naszych administracyjnych kadr i niewydolność systemu jest to najgorsze z możliwych rozwiązań. Taki system przypomina małpę z zapałkami zamkniętą w drewnianej polanej benzyną szopie.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz
Jak masz ochotę to skomentuj