... czyli wyższy poziom abstrakcji.
Staram się pisać o rzeczach ważnych i fundamentalnych (przynajmniej dla mnie) ale także o tych, które ze względu na swą ulotność mogą przepaść w odmętach zapomnienia.
wtorek, 23 grudnia 2008
informacja
wtorek, 2 grudnia 2008
Gagarin czyli globalne ocieplenie
Na budowie stojący na rusztowaniu pomocnik murarza krzyczy do swego przełożonego:
- Panie Majster, Ruskie w kosmos lecą!
- Wszystkie lecą?
- Nie jeden!
- No to co ty mi głowę zawracasz?
W tej chwili powinien on brzmieć:
Na dachu pomocnik dekarza zagaja rozmowę ze swym szefem:
- Panie Majster, nadchodzi globalne ocieplenie?
- Zanim nadejdzie to może byś tak Jasiu lepik podgrzał?
Tak samo jak kiedyś ludzie mieli daleko gdzieś lot Gagarina bo nie miał nic wspólnego z ich codziennym bytem, tak samo i teraz globalne ocieplenie poza kolejną społeczną fobią nie wiele ludzi interesuje. Bo co można na to poradzić, kiedy jeszcze nikt nie udowodnił, że człowiek ma na ten proces jakikolwiek wpływ i czy zachodzące zmiany klimatyczne to przypadkiem nie proces naturalny… Ale zadbano już o nasze portfele i będziemy płacić haracz na ewentualne ocielenie. Nikt jak dotąd nie udowodnił też, że emisja dwutlenku węgla ma jakikolwiek związek z ociepleniem klimatu…
Sama ponad miarę w ostatnim czasie „rozdmuchana” sprawa ocieplenia klimatu mająca co prawda wątpliwe podstawy naukowe, (bo nie analizujemy klimatu od tysięcy lat w jednolity metodologicznie sposób, aby móc prześledzić wszystkie procesy i czynniki nań wpływające) odsunęła na plan dalszy inne zagrożenia ekologiczne: realne i dawno udowodnione. Może właśnie chodzi o to, aby przestać rozmawiać o zagładzie wielorybów, zatruwaniu wód gruntowych i gleby czy żywności genetycznie modyfikowanej? Może wymyślono „mega straszaka” po to aby dalej przemysł mógł truć, tylko inaczej, a ludzie jedli coś czego w przyrodzie jeszcze nie było… Jeśli tak, to traktowana w ten sposób jak obecnie problematyka globalnego ocieplenia zamiast coś mienić robi w balona ekologów lub pseudo ekologów. A przecież można na frajerach jeszcze nieźle zarobić. Gdyby miało być inaczej wszelkiej maści "ekolewacy" naciskaliby na odtajnienie istniejących technologii produkcji energii będących w dyspozycji wojska. Dałoby to kopa gospodarce i pozwoliło na poważny skok technologiczny, tak jak stało się za czasów Reagana. Odtajnionoby wreszcie między innymi technologie kosmiczne. (No proszę i mamy Gagarina! :-)) Naciskanoby także na sankcjonowane prawnie zmianę stylu życia, a to zaszkodziłoby globalnemu konsumpcjonizmowi czyli ekonomicznym podstawą establishmentu. Tak się nie dzieje, więc to tylko zabawa i okazja do napicia się wódki, jak teraz w Poznaniu.
W nauce jest więcej wiary niż się komukolwiek wydaje. Wcale nie wiary w Boga, tylko w wsteczny wynik "naukowych" poszukiwań.
- Czy kawa szkodzi? – pyta jeden naukowiec drugiego,
- A kto płaci za badania? - odpowiada ten drugi.
Więc może dowcip o Majstrze powinien brzmieć bardziej konkretnie:
- Panie Majster, prąd podrożeje bo będzie trzeba za emisję dwutlenku węgla płacić.
- Ja tam mam jeszcze dwa granaty w świątecznym ubraniu! Kończ Jasiu lepikować. Idziemy na komitet!
Tylko, że już to nie jest śmieszne… A ktoś kiedyś bredził o końcu historii...
poniedziałek, 1 grudnia 2008
Za młody
Podobno reakcją był wrzask i spazmy, oraz oświadczenie starszego:
-"Jestem za młody żeby nie dostać prezentu!"
Ach ten konsumpcjonizm. A gdzie magia świąt?
wtorek, 25 listopada 2008
Prognoza
A w Polsce?
Inna sprawa, że ich dochody są niczym w porównaniu z tymi jakie osiągali niektórzy z wielkich światowej sceny i nie chodzi tu tylko o kurs dolara. Jak kiedyś ktoś powiedział: "Co w Polsce są za gwiazdy, które można kupić za 100 tyś. Do reklamy kleju do protez…"
U nas po staremu.:
- Kryzys gospodarczy przyczynia się do obniżenia cen paliwa - mówi jeden
- O to świetna wiadomość! - mówi drugi z nieukrywanym zadowoleniem
- A z czego ty się cieszysz? Przecież nie masz samochodu.
- Ale mam zapalniczkę...
Mi - Mi
Treść kartki na zawsze odmieniła moje życie. Już nigdy nic nie było takie jak wcześniej. Po mimo upływu ponad 20 lat doskonale pamiętam każde jej słowo:
"Radości i sukcesów i radości zwiedzania Węgier tak ślicznego państwu trudno do opowiedziana i do zobaczenia w święta. Joasiu pozdrów wszystkich i Janka Krawca. W Budapeszcie jest ciepło 13 stopni Celecjusza. Wracam w środę 16 marca nie wiem o której godzinie ale jak przyjadę to zobaczycie. Pa pa Wujek Mirek. Colośkom"
Istniało kilka teorii na temat treści tej kartki jak również - stanu samego "podmiotu lirycznego". Jedną z bardziej prawdopodobnych teorii jest ta o odmiennym stanie świadomości autora. Pojawiały się też próby dedukcji co konkretnie pił i w jakich ilościach. Do bardziej interesujących hipotez należała ta mówiąca o tym, że wujek Mirek był kosmitą, oraz ta, że jest to zaszyfrowana wiadomość, której znaczenie ciągle jest nieodgadnione. Najbardziej intrygująca jest tajemnicza postać Janka Krawca oraz to, kim są owi "wszyscy"… Tajna organizacja? Być może ostatni nieodgadniony wyraz jest kluczem do rozszyfrowania prawdziwego znaczenia tego przesłania. Jedno jest pewne: doktorat z polonistyki murowany.
W książce Rafała A. Ziemkiewicza "Michnikowszczyzna zapis choroby" znalazłem bardzo ciekawy cytat z samego Michnika. Tekst ukazał się w 1991 roku w Gazecie Wybrocznej w rocznice wprowadzenia stanu wojennego. Tekst miał zniechęcać do rozliczeń z reżimem:
"Akt sprawiedliwości przekształcony w akt odwetu staje się fragmentem gry politycznej i walki o władzę. Powstają nowe niesprawiedliwości i nowe krzywdy. Zagrożona zostaje wolność, zagrożone zostaje prawo. Ludzie przestają czuć się bezpiecznie, wkrada się strach. Walka o demokrację kończy się wojną wszystkich ze wszytkami. Pojawia się widmo chaosu, a wraz z nim widmo dyktatury.
Tak stało się w Iranie, tak zaczyna stawać się w Gruzji, tak może być wszędzie."
Co autor miał na myśli, też pozostaje kwestą do interpretacji: Odmienna świadomość autora? Szyfr? Michnik jest kosmitą? Nieodgadniona mądrość? Odmienna świadomości przejawia się w wielu tekstach tego autora, więc ten tekst nie jest odmienny, bo wszystkie są odmienne. a jak wszystkie to żaden. Szyfr? Być może! Poza ziemskie pochodzenie autora? Odpada. Nieodgadniona mądrość? Na pewno, o ile tekst Wujka Mirka też posiada tę cechę...
Zaraz, zaraz Michnik, Mirek. Mi - Mi. Może to ta sama osoba? Nie, niemożliwe.
Tekst Michnika jest lepszy: ma znaki przestankowe.
Rozrywka
środa, 19 listopada 2008
Pasiasty Punk
Jednym z czym kojarzy mi się w tej chwili Samoobrona, to ruch Punk Rock. Wybuchł w latach siedemdziesiątych, przewracając do góry nogami cała ówczesną scenę muzyczną. Sex Pistoles tak jak inni twórcy gatunku po prostu nie umieli grać, tak jak Samoobrona nie umiała poruszać się po salonach. Pomimo brutalnych tekstów i roztrojonych gitar powstała nowa kulturowa, spontaniczna jakość. Czy po Samoobronie pozostanie jakaś nowa jakość na scenie politycznej? Pewnie nie, ale partia i jej liderzy pokazali w charakterystyczny dla siebie sposób, że wszystko jest możliwe i przesunęli do niewyobrażalnych wcześniej granic to co może dziać się na scenie politycznej. Po Samoobronie wszystko już było, więc może powstała nowa jakość?
Początkowo Seksowne Pistolety zostały założone tylko po to, aby promować spodnie sprzedawane w sklepie ich "kreatora" Malcolm'a McLaren'a. Produktem ubocznym był ruch społeczno - kulturalny, który zatrząsł w posadach całym zachodnim światem. Samoobrona też została powołana w raczej mniej niż bardziej spontaniczny sposób. Potem powstał ruch, który przez chwilę zatrząsł "salonem". Tylko kto był w przypadku Samoobrony "innowacyjnym sprzedawcą spodni"?
Ale taki seksowny pistolet jak pewna posłanka o końskich cechach to już na pewno się nie pojawi w naszej bananowej republice. ..
Brygada kryzys
Amerykański wielki kryzys z lat trzydziestych minionego stulecia nie przez przypadek dość ściśle zbiega się ze złotymi latami Hollywood'u. Repertuar filmów powstających w tym okresie odrealniał rzeczywistość i pokazywał nieomal baśniowy świat elit i przepychu. Podobnie w biednych Indiach nie dziwi sukces Bollywood'u, pokazujący hinduskiej biedocie świat jakby z bajki. U nas kryzys stoi u drzwi. Rząd też opowiada bajki i zaklina rzeczywistość pełniąc dla wielu rolę Bollywood'u: "Co innego w za szybą telewizora, co innego za szybą okna." Lud potrzebuje chleba i igrzysk. Chleba może nie być, więc chociaż może igrzyska? Ale nie wojna brygad Platformy z brygadami PISem! To już było. Wymyślcie coś nowego.
wtorek, 18 listopada 2008
Szpan czy głupota?
poniedziałek, 17 listopada 2008
Czarne kropki
- "Tato przestań bo dostaniesz czarną kropkę" - no to był już szantaż
- "Zaraz ty dostaniesz dwie czarne kropki jak nie będziesz jeść" - odpowiedziałem stanowczo.
Skończyło się na zerwaniu przez niego z lodówki listy i buzi na podkówkę. A już zaczynało być fajnie: byłyby czarne kropki za nie opuszczanie deski klozetowej i rzucanie skarpetek po kątach. Ten z nas trzech, który uzbierałby ich najmniej w tygodniu dostawałby od mamy nagrodę. A tak kolejna oddolna inicjatywa upadła.
Moralność Kalego: jak Kali stawiać kropki być dobrze, jak Kali dostać kropkę być źle. A może to i dobrze, że ta idea upadła. System za bardzo przypominał punkty karne za szybką jazdę. Wszystko wskazuje na to, że idea została przyniesiona ze szkoły. Wyścig szczurów od pierwszej klasy?
niedziela, 16 listopada 2008
Akustyk poszukujący
Od pewnego czasu widzę różne pomysły różnych poszukujących "akustyków": "Ciekawe co się stanie jak wprowadzimy euro, albo co będzie jak zrobimy referendum w tej sprawie?"
Na szczęście prawdziwym akustykiem nie może być każdy. Wielu się za to wydaje, że politykiem może być każdy i często są to rzeczywiście ludzie z przypadku. Jednak co sprytniejsze duże firmy nie wspominając już o globalnych korporacjach (podobnie jak co bardziej znani muzycy rockowi mający swoich akustyków) czy instytucjach międzynarodowych dysponują całą armią własnych gotowych na największe poświęcenie polityków. Ci, w uznania godny profesjonalny sposób lobbują na rzecz takich a nie innych rozwiązań i "poszukują" dla swoich mecenasów co lepszych geszeftów.
Brak jasnych i przejrzystych regulacji i przepisów dotyczących właśnie lobbingu to kolejny dowód na kolonialny charakter naszego państwa.
sobota, 15 listopada 2008
Druga Irlandia czyli widziały gały co brały
Ale po kolei:
1. Irlandzki mit. Obietnica drugiej Irlandii przypomina zapowiedzi budowy drugiej Japonii - jest tak samo niedorzeczna. Irlandia zbudowała swoją potęgę na radykalnym ograniczeniu wydatków budżetowych polegających na uproszczeniu państwa i redukcji administracji. To spowodowało możliwość ograniczenia podatków - czyli stworzenia realniej "przynęty" dla inwestorów. Po wejściu do Unii irlandzki cud przestał tak lśnić. W tej chwili prognozy rozwojowe dla tego kraju wyniosły minus 1.6 PKB. Czyli gospodarka tego kraju będzie się zwijać w tempie w jakim nasza póki co realnie będzie się rozwijać. Jednak rozwój naszego kraju to przede wszystkim eksport siły roboczej. Więc nie ma czego porównywać. Na szczęście Irlandczycy, naród stary, bitny i niedający sobie wcisnąć kitu odrzucił Traktat Lizboński za co powinniśmy być im historycznie wdzięczni.
2. Emigranci będą wracać. I wracają bo w wyniku kryzysu kurczy się rynek pracy. Cud się dzieje, bo lepsza swojska bieda niż na obczyźnie. Tu także 100% spełnienia obietnic...
Kraj wydaje się być dryfującym statkiem, bez wizji i rozwiązań systemowych. Niestety nie mamy szans na rozwiązanie naszych problemów bez radykalnych ruchów organizacyjnych. Jeśli nie nastąpiły one prze ten rok, znaczy to że już nie nastąpią. Czeka nas trzy lata dryfowania i próby odmalowywania brudnych zagrzybionych ścian w starym domu, gdy jedynym sposobem jest zbicie tynku. Nikt tynku nie zbije, gdy położył pierwszą warstwę podkładówki i będzie się musiał wytłumaczyć ze zmarnowania farby. Poza tym ortodoksyjna i dogmatyczna wiara w uzdrowicielską rolę integracji europejskiej i "kult kargo" doprowadzi nas do prawdziwego kryzysu. Im bliżej wyborów, im sondaże będą coraz bardziej nieubłaganie wskazywać nieuchronność przyszłej klęski wyborczej, tym bardziej będzie rosła frustracja w szeregach rządzących najemników. Stąd może całkowicie chore pomysły w postaci szybkiego wprowadzenia Euro i utraty reszty możliwości samosterowności naszego statku. "Następcy po prostu nie będą już mogli nic. Więc oddając im władzę tak naprawdę im jej nie oddamy." Do całości obrazu dochodzi jeszcze kunktatorska postawa polityków PIS, którzy kupczą sprawą wspólnej waluty, tak jak czynili wcześniej z Traktatem Lizbońskim. Na szczęście bracia Irlandczycy odrzucili ta "prawną podstawę powstania Europejskiej Wszechrzeszy", więc co zrobią bracia Kaczyńscy nie ma - miejmy nadzieję - większego znaczenia. Więc jeśli dojdzie do referendum w spawie Euro (w co szczerze wątpię) spełniłaby się kolejna z przepowiedni Donalda: Mielibyśmy drugą Irlandię, bo Polacy chyba mimo wszystko są „przyzwyczajeni” do swojej waluty, nie lubią jak się w konstytucji ogranicza suwerenność choćby tylko Banku Centralnego, a argumenty ekonomiczne w postaci znikomego poziomu wzrostu gospodarczego w strefie Euro - przekonują (przynajmniej mnie).
"Chcieliście Irlandii?
Macie czeski film!"
piątek, 14 listopada 2008
jestem "porażony" czyli analiza porównawcza
1. http://www.youtube.com/watch?v=ao9cyYeuE-w
2. http://www.youtube.com/watch?v=e4O6QCPWN9M
Are You Experienced?
wtorek, 11 listopada 2008
Muzyka i dyfuzja innowacji czyli o Niepodległej i psiej psychice
Wczoraj znalazłem ten ranking w Internecie i przez jakiś czas bawiłem się jego przeglądaniem. Obok informacji na temat wykonawców, samej płyty i krótkiej recenzji znalazły się także informacje na temat ilości sprzedaży i najwyższego miejsca na liście przebojów. Ideą twórców rankingu było nie tyle pochwalenie się erudycją muzyczną i gustem co zebranie i usystematyzowanie tych płyt, które odcisnęły największe piętno na rozwoju muzyki rozrywkowej. Z pewnością przy tworzeniu rankingu było co nie miara zabawy, wiele kontrowersji (bo jakie tu obiektywne kryteria zastosować) ale jak to mawia Shrek: "jakoś poszło". I tu zaskoczenie.
1. Okazuje się, że wiele z pośród "kamieni milowych" muzyki rozrywkowej nie była w chwili ich powstania przebojami. To, że Miles Dewey Davis III czy John William Coltrane nie osiągnęli silnych pozycji na listach przebojów to pewnie oczywistość, ale Sex Pistoles na 106 pozycji, czy debiutancka płyta Led Zeppelin na 10 miejscu to dla mnie zaskoczenie. Debiutancki Jimi Hendrix czy Layla Derek and the Dominos (na 10), nie były aż tak wielkimi przebojami jak nam się teraz wydaje - to zaskakujące. Z pewnością wtedy jak i teraz listy przebojów okupowały blondyny z wielkimi "oczami", śpiewające piosenki o miłości w stylu "co mi zrobisz jak mnie złapiesz"... Duży wynik sprzedaży niektórych płyt to być może późniejszy okres kiedy zostały powszechnie uznane za "wielkie". Oczywiście to spostrzeżenie nie dotyczy pierwszej dziesiątki, gdzie znajdują się 4 płyty Beatlesów, które były genialne, sprzedały się i okupowały listy... Ale im dalej w las (np. na pozycji 433 znajduje się płyta niejakiego Peter'a Wolf'a, która sprzedała się w nakładzie 35 tys. - czyli jak na Stany się wcale nie sprzedała, ale jest widocznie wybitna)...
2. Wiele LP i artystów z zaprezentowanej listy (choć nie wypada się do tego przyznać) jest mi po prostu nie znana. Oczywiście dochodzi tu kwestia amerykańskiego spojrzenia, specyfiki ich rynku muzycznego (brak Marillion czy Genesis), ale jednak... Pewne w twórczości tychże dziwnie nazywających się, mniej znanych artystów pojawiło się to coś co otworzył drogę innym, a oni sami zajęli się sprzedażą samochodów albo dalej grają w lokalach gastronomicznych. Ta lista to oczywiście czubek góry lodowej, całej konstelacji wzajemnych wpływów i zapożyczeń. Byli z pewnością i tacy jak wielki Robert Johnson (tylko że nie mający tyle szczęścia polegającego na rejestracji nagrań), którzy stali się inspiracją dla całych generacji artystów, a zawsze pozostaną bezimienni i klasyfikowani pod hasłem "muzyka ludowa".
Myślenie wykraczające w muzyce i nie tylko, kreowanie czegoś nowego czy jak kto woli innowacja nie zawsze musi być popularna i od razu znajdować grono zagorzałych zwolenników. To że ktoś wpadł na jakiś genialny muzycznie czy interpretacyjne pomysł nie oznacza wcale, że zrobił na tym pieniądze i sławę. Pewnie zrobili to inni, ale nie byli pionierami więc nie zasłużyli na miejsce na liście. Dla innowatorów chwała przychodzi później albo wcale. Innowator zawsze na początku dostaje w kość, a potem gdy idea lub pomysł się upowszechni - zyskuje prestiż, ale nie zawsze. Partytury Bacha służyły do pakowania mięsa i może to i dobrze, bo gdyby nie przyszedł po mięso klient potrafiący docenić dzieło nikt o Janie Sebastianie mógłby nie słyszeć.
Jest dziś rocznica odzyskania niepodległości. Legiony to była garstka desperatów, którym owa niepodległość się przyśniła, a gdy szli przez kraj walcząc po stronie Austrii w wielu miejscowościach zamykano okiennice. Mniejsza już o to, że po wojnie Związek Legionistów liczył więcej członków niż całe legiony, mniejsza też o to, że inspiracja ich powstania wynikała z zabiegów austriackich werbowników, mniejsza wreszcie kto był czyim agentem (z polityką jest jak z robieniem serdelków). Ale powstała Polska i nikt tego nie może zakwestionować. A to, że akurat 11 listopada, to tak sobie piłsudczycy wymyślili i jest to data bardziej umowna niż realna, bo Polska 11 XI była już niepodległa. Wielu, wielu bezimiennych, zapomnianych chciało tego jednego - Polski - i się udało. To, że teraz ową niepodległą sprzedajemy za czapkę śliwek to już inna kwesta....
Lista Rolling Ston'a to kolejny dowód na to, że warto uparcie dążyć do wyznaczonych sobie celów i nie zaprzątać sobie głowy hordą szczekających psów biegnących za karawaną. Jak karawana dojedzie do oazy, psy nie tylko przestaną szczekać, zaczną się łasić. Taka już ich psia natura.
P.S. Cieszmy się dzisiejszym świętem bo to może już ostatnie chwile naszej formalnej niepodległości, bo realną już utraciliśmy.
czwartek, 6 listopada 2008
Polityka i serdelki
Jak się robi politykę miałem okazję kilka razy w swym krótkim żywocie obserwować. Czy to znaczy, że powinienem zostać wegetarianinem? Nic z tego! Jestem zdecydowanym mięsożercą (o ile serdelki to mięso).
Metoda polityczna poza kilkoma mało znaczącymi zmianami (politycy już raczej nie trują się wzajemnie i nie podrzynają sobie gardeł) jest wciąż taka sama od kilku tysięcy lat, a jakość serdelków mogła się tylko pogorszyć (chemia, którą się tam pakuje, powoduje, że można je robić z coraz większego świństwa). O dziwo, to samo dotyczy chyba także systemu selekcji kadr do polityki. Obserwując poczynania ostatnich 18 lat rządów w naszym kraju można odnieść wrażenie, że ciągła parada fraków i zmian poszczególnych ekip nie przynosi żadnych jakościowych zmian. To tak jakby cały czas rządziła jedna partia. Tak jakby ktoś zaplanował, że ma być nieudolnie, źle, byle jak, że podatki mają rosnąć razem z długiem publicznym i nowymi etatami w administracji. Państwo zapomniało o przemyśle, energetyce i samowystarczalności żywnościowej - w ogóle zapominało o Państwie. Sytuacja, która jest w tej chwili w Polsce przypomina mi okres rozbiorów, gdy kłócące się frakcje w parlamencie na czele z Królem siedziały w kieszeniach zaborców i nie było dla nich żadnej świętości. Sprzedali w końcu samą niepodległość. Bo po co komu niepodległość? Bądźmy kolonią! Niech priorytetem polityki zagranicznej będzie walka o wizy dla Polaków do USA. Tam ciągle trzeba nowych pokojówek, budowlańców i pomywaczy.
Największym kuriozum ostatnich miesięcy jest rezygnacja ze sztandarowego projektu Platformy - rezygnacji z pozwoleń na budowę. Po prostu urzędnicy udowodnili politykom, że inaczej się nie da. Polska jak i Unia są "przesterowane" i tylko ludzie o czystych sumieniach i sercach są w stanie coś z tym zrobić. W kraju trzeba przede wszystkim wyzwolić ludzką energię, kreatywność i jak najmniej przeszkadzać.
Ale nie popadajmy w skarny pesymizm. Jeszcze będzie przepięknie. Konfucjusz powiedział, że reformę państwa trzeba zacząć od re-definicji pojęć dzięki którym można precyzyjnie i prawdziwie opisać rzeczywistość. Jak mawiał mój przyjaciel z uroczego miasteczka na Roztoczu: "polityka - to rozumne działanie dla wspólnego dobra".
Czym zatem są serdelki i jak je re-definiować?
Prowokacja
Niegdyś gdy Saddam Husain w czasie pierwszej wojny irackiej rozpoczął ostrzeliwanie Izraela radzieckimi rakietami, rząd Niemiec w dowód solidarności z narodem izraelskim postanowił przekazać kontener masek gazowych. Istniało poważne zagrożenie iż w rakietach może być broń chemiczna. Kolejnego dnia gazety w Izraelu grzmiały z oburzenia. W jednej z nich na pierwszej stronie widniał nagłówek: "Rachunek za gaz mamy jeszcze nie uregulowany!".
Sądzę, że moja propozycja - gdyby nawet została potraktowana poważnie - przeszła by bez echa. Ale szkolenia dla urzędników amerykańskich w ZUS? Czemu nie?
Niech oni też mają tak dobrze jak my...
środa, 5 listopada 2008
Barack prezydentem
Tak naprawdę wybory wygrał kryzys przy olbrzymiej pomocy Prezydenta Busha. Amerykę czekają ciężkie czasy, więc nowy prezydent musi zrobić swoje - a potem może odejść...
sobota, 1 listopada 2008
Piłkarska kadra CZE-KA
Ale na pewno nie można się było nudzić z największego w ostatnich latach wydarzenia piłkarskiego znaczy wyborów prezesa PZPN. Była nawet telewizyjna relacja poprzedzona wojną z rządem zamykaniem kont bankowych i innymi haka'mi. W każdym razie widok sali plenarnej od razu mi przypomniał film „Pół żartem, pół serio” z 1959 roku z chyba z najlepszą rolą Marilyn Monroe. W tymże filmie jednym z wątków jest zorganizowany na Florydzie zjazd mafiozów w różnych miast pod oficjalnym szyldem: „Zjazd miłośników włoskiej opery”. Trudno oprzeć się wrażeniu, że w przypadku zjazdu PZPN nie chodziło wcale o piłkę. Tym bardziej, że spasione buziaczki niektórych działaczy świadczyły najdobitniej, że panowie ci ostatni raz byli na boisku w czasach wczesnego Gierka... Jak nie wiadomo o co chodzi to chodzi o pieniądze. Konkretnie pieniądze za prawa transmisji meczy bo jednak większość lubi piłkę. Analogia z filmem Billego Wilder'a jest oczywista, gdyż działacze piłkarscy to niezła mafia zresztą w sporej części już pozamykana. Mafia piłkarska w Polsce, działająca za pieniądze podatników jest w pewnym sensie niepodległa, bo zawsze może poprosić o pomoc organizację matkę – czyli UEFA.
Jedna kwestia nie jest do końca ścisła. Otóż w filmie na salę gdzie trwają „obrady” wjeżdża tort, w którym siedzi facet z karabinem maszynowym i na znak „rozwala” część „delegatów”. Szkoda, że tortu zabrakło w PZPN...
P.S.
Nowym prezesem został działacz SLD – nawet były poseł tej formacji, więc wszytko pozostanie w rodzinie. PZPN pozostanie nadal Przechowalnią Zasuszonej Partyjnej Nomenklatury. Łapówki za mecze będą krążyć jak dawnej. A to, że nie ma to z piłką nic wspólnego? Kogo to obchodzi?
piątek, 31 października 2008
Rozmowa
Pada stwierdzenie:
- W wyniku tego co tu opisano społeczeństwo ulegnie atomizacji.
Ktoś przysłuchujący się z boku dyskusji stwierdza:
- A jaki masz pomysł na rozwiązanie kryzysu energetycznego w Polsce.
Dyskutant odpowiada:
- Trzeba postawić pięć elektrowni atomowych.
- To znaczy, że jesteś za atomem!
Rada "Mędrców"
- Jozin z Bazin. Wybitny ekspert w dziedzinie ochrony środowiska lobbowałby za całkowitym wprowadzeniem zakazu oprysków lotniczych i stosowania jakichkolwiek środków chemicznych chyba, że dożylnie. Ale to mogłaby być kandydatura bardziej wystawiona przez barci Czechów...
- Królik z Kubusia Puchatka. Z uwagi na potencjalną jego płodność mógłby się stać głównym ekspertem w dziedzinie polityki prenatalnej. Jego olbrzymie doświadczenie w tej kwestii jak też posiadanie wielu przyjaciół i znajomych zaowocowałoby skutecznym lobbingiem na rzecz środowisk zoofilskich i ich prawa do małżeństw z pupilami.
- Pan Kononowicz. Były kandydat na prezydenta Białegostoku byłby koniem trojańskim w Radzie Mędrców. Postulowałby na rzecz secesji Podlasia z UE oraz wsparłby wprowadzenie zakazu ślinotoku u członków rady. Jego hasło wyborcze: "nie będzie niczego" wyrażałoby chęci reformatorskie w instytucjach unijnych i może w konsekwencji doprowadziłoby do zmiany samej Unii i powrotu do korzeni.
czwartek, 30 października 2008
Pan Stanisław i spiskowa teoria czyli linki
2. http://www.michalkiewicz.pl/tekst.php?tekst=546
Co do spiskowej teorii polecam dwa linki dotyczącej pewnej interesującej kwestii historycznej. Refleksje nasuwają się same....
http://pl.wikipedia.org/wiki/Aldo_Moro ważny jest drugi akapit
http://pl.wikipedia.org/wiki/Romano_Prodi tu z kolei przedostatni. I co? Przypadek?
Ach zapomniałem jeszcze o moim odkryciu na wortalu fotograficznym. Alegoria w sam raz na czasy kryzysu. http://plfoto.com/1016410/
wtorek, 28 października 2008
Uległem
Ja też mam w tym interes. Może będzie chwila ukojenia gdy zajmą się oglądaniem telewizji. Wszystko jest dla ludzi pod warunkiem umiaru.
Co by nie było tak łatwo, postawiłem warunek. Młody Młodszy musi przestać sikać w nocy w pieluchy. Moczenie nocne to typowa przypadłość tego wieku, lecz pora skończyć z tym procederem. Tym bardziej, że jego podstawą jest lenistwo i strach przed ciemnościami a nie pojemność pęcherza. Gdy to nastąpi ewentualne oszczędności finansowe pozwolą na opłacenie rachunków za telewizję. Młody się przejął i postanowił skończyć z tym dziecinnym procederem i wyrobić sobie wytrzymałość pęcherza. Koniec z piciem mleka przed spaniem, obowiązkowe siusiu itd. Rano jednak pielucha jest nadal mokra. Biedy przeżywa katusze tym bardziej, że presja ze strony brata jest coraz bardziej dotkliwa. Tak więc linia frontu odnośnie zakupienia telewizji przesunęła się ze mnie i reszty rodziny na konflikt wewnętrzny, a ja tylko czekam rano na suche pieluchy. Ostatnio Młody Młodszy posunął się do tego, że udowadniał mi, iż świeżo zasikania pielucha nie jest zasikana. Wróżę mu karierę polityczną lub sprzedawcy samochodów.
wtorek, 21 października 2008
Kult cargo
Prosta analiza czyli kolonializm?
Po kolei:
1. France Telekom (głównie udziały w TP S.A.) – 54,9 mld euro
2. Metro (Makro Cash & Carry, Real, Media Markt, Saturn, Galeria Kaufhof) - 9,4 mld euro
3. Fiat - przemysł samochodowy – 7,8 mld euro
4. Jeronimo Martins (Biedronka) – 3,0 mld euro
5. British Pertolium (stacje benzynowe) - 113 mld euro
6. Volkswagen – przemysł samochodowy – 83,3 mld euro
7. Tesco – handel detaliczny – 34,2 mld euro
8. Deutche Telekom – rynek telekomunikacyjny – 51,2 mld euro
9. Cerrefour – sieć handlowa – 20,1 mld euro
10. UniCredit – usługi bankowe, kredyty – 30,9 mld euro
Moje wnioski:
1. Powyższa prosta analiza wskazuje na kolonialne cechy naszej gospodarki. Na dziesięć pięć tego typu duże inwestycje mają charakter dystrybucyjno – handlowy, pozostałe cztery nastawione są na działalność lokalnego rynku konsumenckiego (samochody, kredyty, usługi telekomunikacyjne). Oczywiście nie zamierzam rozdzierać szat nad oczywistym błędem jakim była forma prywatyzacji TP poprzez jej sprzedaż w całości. W przypadku 4 podmiotów mamy odczynienia z handlem hurtowym i detalicznym, który jest kluczem do dystrybucji nie rodzimych produktów na lokalnym rynku i stanowią poważne zagrożenie dla lokalnej działalności produkcyjnej.
2. Efekt ten po części jest niwelowany przez wysokie i ciągle rosnące realne koszty transportu. Jednak wzrost sprzedaży konsumpcyjnej jest „nakręcany” przez realny wzrost wynagrodzeń spowodowany odpływem siły roboczej jak też „prywatnymi inwestycjami” osób pracujących na zachodzie europy. Wpływa to na ciągłe kłopoty rodzimych producentów na lokalnym rynku dystrybucji.
3. Po bliższym przyjrzeniu się tym firmom rysuje się bardzo ponury obraz naszej gospodarki. Brakuje „prawdziwych” inwestorów zainteresowanych rozwojem lokalnej kooperacji lub eksportem wytworzonych dóbr.
4. Jakikolwiek rozwój gospodarczy jest generowany przez małe przedsiębiorstwa. Rozwój gospodarczy kraju i regionu powinien być oparty o ich konsolidację i tworzenie lokalnych marek. Potrzebna jest też jasna i prosta polityka wsparcia eksportu, polegająca na odtworzeniu prężnie działających organizacji okołobizesowych usytuowanych w innych krajach. Przywrócenie czegoś co zostało w 1990 roku zniszczone – czyli Centrali Handlu Zagranicznego staje się potrzebą chwili. Oczywiście przywrócenie na nowych zasadach i broń boże przez administrację. Tego typu instytucji przy wsparciu finansowym państwa powinny być czym w rodzaju struktury klastrowej i być w pełni kontrolowane przez przedsiębiorstwa zainteresowane tworzeniem sieci dystrybucji produktów na rynkach zewnętrznych. Trzeba działać szybko i rozważnie, gdyż ewentualne dotowanie tego typu działalności w prosty sposób przez państwo może być uznane przez Unię za politykę niezgodną z zasadami pomocy publicznej. Dlatego im więcej tego typu oddolnych inicjatyw tym lepiej.
5. Znalezienie się w pierwszej dziesiątce inwestorów firmy dystrybucyjnej Jeromo Martins z 3 mld euro inwestycji sugeruje, wszyscy pozostali inwestorzy są to „drobnica” inwestująca poniżej owych 3 mld euro. Świadczy to generalnie o miernocie naszej gospodarki jak również braku atrakcyjność Polski jako kraju docelowego dla inwestycji przemysłowych. Inwestycje zagraniczne to nie samo zło pod warunkiem, że dochody z tego typu działalności są inwestowanie w kraju a nie z niego wyłożone i że nie dotyczą one konsumpcyjnego charakteru działalności. Polska winna nastawić się na przyciąganie firm z sektora MŚP z zagranicznym kapitałem lub tego typu kapitału. W wyniku takiej polityki powstaną więzi lokalne o charakterze gospodarczym, czy wręcz „asymilacja” małych przedsiębiorstw i ich właścicieli w lokalnych gospodarkach.
6. W samym artykule znajduje się informacja, ż kryzys dość łagodnie obchodzi się z inwestorami. A jak ma obchodzić się nie łagodnie skoro wszyscy robimy codziennie zakupy, jeździmy samochodami, które zużywają paliwo i dzwonimy przez telefony?
Jak mu to powiedzeć?
Jest kiszarnia żurku - miejsce gdzie powstaje żur. Młody miał rację.
Czeka mnie teraz przyznanie się do winy i konieczność poznania technologii produkcji żuru. Na szczęście Młody nie lubi zup.
sobota, 18 października 2008
Oby nie
Młody Starszy obserwował przewijającą się po woli przed jego oczami panoramę z frontem robót.
- Jak dorosnę to też zostanę paleontologiem - powiedział.
Oby nie.
piątek, 17 października 2008
Kiszarnia
- Tata co to jest kiszarnia?
Ni cholery nie wiedziałem. Zaczęły mi przychodzić do głowy różne skojarzenia. Ponieważ większość z nich była raczej nieprzyzwoita, i na pewno wykraczała poza zasób pojęciowy siedmiolatka, poszedłem na łatwiznę.
- Synu nie ma czegoś takiego.
- Jest - odpowiedział
- „O kurde – pomyślałem – może starsze chłopaki w szkole... Nie idę w zaparte”
- A co robi ta kiszarnia? – spytałem podstępnie
- No przecież ja pytam – doprał.
- Dzieci są od zadawania pytań, no nie? - miał rację.
- Nie ma czegoś takiego, albo ja jestem głupi. - Natychmiast pożałowałem tych słów, bo wiedziałem, że zaraz obrócą się przeciwko mnie.
- Jest – stwierdził przez co potwierdził pośrednio postawioną przeze nie tezę o brakującej klepce.
- Nie ma! - broniłem już nie tylko prawdy, ale i resztek swojej godności.
- Jest, na pewno jest! Tylko nie u nas ale.... w Nowym Jorku.
Grając na remis oświadczyłem, że tego nie wie on ani ja. Wie za to na pewno bywały w świecie Wujek Grzesiek – w końcu Nowojorczyk. Zgodził się, że najlepiej jest zapytać właśnie jego. Rozejm. Na drugi dzień zapytałem Wujka Grześka o kiszarnię. Ten oświadczył, że o kiszarni w Nowym Jorku nie słyszał. Ale w Nowym Jarku jest wszystko, więc kiszarnia na pewno też jest. Młody triumfował, a ja zachowałem na pocieszenie resztki rodzicielskiej godności.
Matko, co z niego wyrośnie?
Radiowa logika i surrealizm
Jakiś rok temu – w tej samej stacji usłyszałem relację z lotu w kosmos załogi amerykańskiego wahadłowca. Redaktor powiedział: "Załoga statku składa się z sześciu osób: dwóch kobiet, trzech mężczyzn i jednego Niemca." Jak ten szósty byłby gejem to jeszcze klasyfikacja trzyma się kupy. Ale Niemiec, to chyba facet. No chyba że nie.
Nie wiedzieć czemu, przypomniało mi to anegdotę, w której jeden ze znanych polityków na spotkaniu polsko – niemieckich delegacji postanowił rozluźnić atmosferę opowiadając dowcip: „Przychodzi baba do lekarza i krzyczy: „Heil Hitler”. Lekarz na to: „Proszę Pani wojna skończyła się 50 lat temu”. Na co kobieta: „Ale ja poznałam Pana Doktorze Mengele””. Oczywiście łatwo się domyśleć, że ze strony niemieckiej nikt specjalnie się nie zaśmiał.
Mogło być za to wesoło w Brukseli jak Kaczor razem z Donaldem polecieli na szczyt eurosojuzu. Szczytem wszystkiego byłoby jakby się spierali o krzesło. Od razu przyszło mi do głowy, że jakiś nasz sprytny dyplomata chcąc zachować odrobinę szacunku dla kraju, a może i samego siebie opisałby sytuację innym dyplomatom jako starą ludową zabawę – gdzie krzeseł jest o jedno za mało. A kto nie siądzie ten odpada.
Izraelski kontynent, Niemiec – na gapę w promie kosmicznym, lustracja służby zdrowia i Kaczor Donald. Dość już surrealizmu na dzisiaj. Idę spać.
wtorek, 14 października 2008
kryzys finansowy dotarł do Polski
czwartek, 9 października 2008
Gazeta Wyborcza przeszła samą siebie
Może to element celowej polityki? Moja wyobraźnia od razu podpowiada mi co przeciętny czytelnik Gazety zrobi z tym „prezentem”:
Część uzna, że jest nóż do cięcia papieru i od razu wypróbuje na świeżo nabytej makulaturze. Inni – ci przezywający bóle egzystencjalne i interesujący się kulturą wschodu potraktują to jako wezwanie swojego guru i natychmiast pod kioskiem popełnią rytualne sepuku. Jeszcze inni podejdą do kiosku, powiedzą:
„Wyborczą poproszę razem z gadżetem.”
Gdy sprzedawca – poda szmatławca razem z nożem, usłyszy:
„To jest napad!”
Noży jest dużo i co tydzień nowy egzemplarz posiadający różne zastosowanie... Możliwy jest scenariusz, że naśladowcy Kuby Rozpruwacza będą co tydzień kupować nowe „instrumenty” i w rytualny sposób dokonywać morderstw. Jednak to mało prawdopodobne, bo bardzo szybko się połapią, że noże z Wyborczej to badziewie.
Ale jeśli gadżet odniesie skutek, i tego typu polityka będzie kontynuowana, zaroi się od nowych „upominków”. Pojawi się być może specjalistyczny zestaw wytrychów dla włamywaczy, składana z elementów atrapa bomby zegarowej dla lubiących się od czasu do czasu rozerwać amatorów silnych wrażeń. Potem rewelacja: zestaw „Moja mała plantacja gandzi”. W pierwszym numerze spodek, potem doniczka, nasionko, i nawozik. Do tego publikacja książkowa jak uprawiać i jarać marychę... To że prawo tego zabrania? W długotrwałej strategii korporacji przewidziano by już zmianę stosownej ustawy zakładającej możliwość uprawy miękkich dragów na własny użytek w doniczkach. Zawsze będzie można dopisać „lub konopie” tam gdzie trzeba.
Może przyjść też trend na relikwie. Fragment płotu przez który skakał Wałęsa, kawałek pałki zomowca z marca 68, i dużo innych. W sam raz do domowych ołtarzyków wyznawców Michnika.
To oczywiście fantazje. Ale puki co możemy się pochlastać przy lekturze Gazety.
poniedziałek, 6 października 2008
Cysorz
pije wódkę bez popitki,
lubi dwór i kurtyzany,
i nalewki, i szampany.
Sprawiedliwie on panuje:
mało robi - mało psuje.
w jednym on jest ciągle stały:
strasznie łasy na pochwały.
Lubi on podróże życia,
obietnice bez pokrycia,
gdy coś mu się znów nie uda,
w swych wywodach - czyni cuda.
Ma wszak maga wioskowego,
co wytworzy coś z niczego.
Najmądrzejszy jest na świecie.
O kim wiersz ten? Może wiecie?
Proszę o zamieszczanie odpowiedzi w komentarzach.
Powrót do przeszłości czy projekcja przyszłości?
środa, 1 października 2008
Krowa
miała nóż w kieszeni spodni.
Wchodzi zaraz do doktora:
„Proszę Pana jestem chora”
„Co dolega Ci łaciata?
Czujesz ból wymion, czy gnata?”
Wtedy krowa nóż wyciąga,
prosto w oczy mu spogląda.
On ma już na włosku życie,
ona trzyma nóż w kopycie.
Gdy podeszła całkiem blisko,
wygłosiła stanowisko:
„Nie wymiona i nie nogi,
tnij mi rogi Ty mój drogi!
Już nie mogę z tą ozdobą,
wszak jam jest rasową krową.
Los mój trudny jest niestety,
jak na żywot mnie – kobiety.
W sklepie, w kinie czy w kościele,
miejsca na nie jest niewiele.
Śmieją ze mnie się dzieciaki,
wiem już czemu – z jakiej paki!
Muszę pozbyć się ich w mik,
bo nie zechce mnie mój byk!”
„Co za pacjent! Co za moda?”
Obciąć rogi - jest mu szkoda.
„Lepiej zerwać jej ten wieniec,
bo jak przyjdzie oblubieniec?”
Lekarz bierze nóż we dłonie,
ostrzy krowie na ogonie.
Gdy ogarnia go euforia,
ciacha z wrzaskiem akcesoria.
Krowa w lustro zerka z bliska,
„Jestem ładna teraz z pyska!
Ile płacę Ci mój Panie?”
„Kubek mleka na śniadanie!”
Kanon architektury Lubelszczyzny
Droga to tego aby coś takiego jak Lubelszczyzna stało się naprawdę regionem jest długa i skomplikowana. Najważniejsza rzecz to zbudzenie świadomości regionalnej. Jednym ze sposobów jest poszukiwanie pewnych inspiracji w historii. Stworzenie czegoś takiego jak kanon architektury regionu jest dobrym pomysłem, tym bardziej ważnym że długofalowo może przełożyć się na poprawę wskaźników ekonomicznych.
Lubelszczyzna jest wielokulturowa i ma skomplikowana historię, należy wywołać dyskusje w środowisku architektów zmierzająca do powstania tego rodzaju kanonu. Wzorem i inspiracją do tego może być praca Witkiewicza zakończona stworzeniem stylu zakopiańskiego, który był przez pewien czas traktowany jako styl polski. Kanon architektury Lubelszczyzny musi mieć charakter eklektyczny i odzwierciedlać przeszłość i wielokulturowość w wyniku prac może powstać coś w rodzaju zaleceń dla inwestorów. Po pewnym czasie pojawia się w krajobrazie Lubelszczyzny coś co jest dla niej charakterystyczne wyrasta z jej korzeni i stanowi kolejny powód dla odwiedzenia tego zakątka świata. Oczywiście najważniejszy jest aspekt integrujący. Bo to coś to będzie nasze, będziemy się mogli z tym czymś utożsamić.
Praca ciężka i trudna, ale czy nie warto jej podjąć?
Duduś ma dziewczynę
- Tato, teraz będą jajeczka i małe kanarki?
- Nie synu to nie takie proste, najpierw muszą się polubić i wziąć ślub. To nie dzieje się tak automatycznie.
- A jak?
Na dyskusję o kwiatkach i pszczółkach jest jeszcze za wcześnie. Tym bardziej, że samice są po to aby było miękko. Lepiej ich nie wtajemniczać za wcześnie, bo jeszcze za parę lat zostanę dziadkiem…
poniedziałek, 29 września 2008
Męski szowinizm
- Co on robi?
- Wlazł na samicę - odpowiada o trzy lata starszy ekspert
- A dlaczego? - ciągnie tamten
- No jak to dlaczego? Na samicy jest bardziej miękko!
Faktem jest, że dookoła były same skały... Konflikt damsko męski jak widać ma setki milionów lat.
Kryzys czyli jak działają banki
Ale co tam Ameryka i ich kryzys finansowy. Plan interwencji rządu nie wypalił. Izba reprezentantów go odrzuciła. Swoją drogą to nie do pomyślenia aby w ojczyźnie liberalizmu banki nacjonalizować. Za chwilę ktoś wpadnie na pomysł aby nazwę USA zmienić na ZSRAP: Związek Socjalistycznych Ameryki Północnej. Kryzys i tak jak ta lala, ludziom się we łbach poprzewracało od tego dobrobytu. Oj będzie bolało, bo musi boleć. A mówiła mama, że lepiej coś sobie odmówić niż kredyt brać?
Ale ja się nie dziwię. Po moich ostatnich niesamowitych perypetiach z bankiem to aż dziw, że walnęło dopiero teraz i to w Stanach. Globalna gospodarka jest jak kostki domina i może to ja jak Franek Dolas rozpętałem tę wojnę?
Ale po kolei. Dwa miesiące temu moje kierownictwo uznało, że muszę pilnie jechać do Krakowa w delegację. Sprawa była prestiżowa, decyzja w ostatniej chwili a transportu nie uświadczysz. Więc podjęto decyzję: Jedz prywatnym samochodem. No dobra, musiałem przełamać jakoś swą wrodzoną niechęć do podróżowania, która w połączeniu z mym totalnym brakiem ostentacji w przestrzeni mogła przyczynić się do jakiegoś nieszczęścia. A nic służba nie drużba. Po powrocie z rozliczyłem delegację co nie jest proste ani szybkie o nie. W każdym razie parę groszy na przysłowiowy kieliszek chleba miało przyjść na konto i nie przychodziło. Zacząłem badać sprawę. Koleżanki od delegacji bijąc się w piersi twierdziły, że przelały. No jak tu niewiastom nie wierzyć, ale na koncie jak nic nie było tak ni ma. W końcu okazało się, że pieniądze z mojej delegacji zostały przelane na nieistniejące od czterech lat konto w istniejącym jeszcze banku. Obłęd! Umowa została rozwiązania 4 lata wcześniej, a bank mimo to pieniądze przyjmował nie informując mnie o tym.
Poleje się krew! Idę do banku.
Podejście pierwsze
Podchodzę do okienka tłumaczę jak a sprawa. Z drugiej strony konsternacja i głębokie oddechy i wcale nie dlatego, że jestem przystojny. Pokazuję przelewy. Gdzie moje pieniądze? - pytam. Porozumiewawcza wymiana spojrzeń między kobietami za ladą. Nagle ulga: Pan otwierał rachunek nie w naszym oddziale. No fakt. Odetchnęły w ulgą. Ale i tak było warto. Dowiedziałem się, że kasa nie zginęła.
Podejście drugie Idę za ciosem.
Trafiam do właściwego oddziału. Pani po zapoznaniu się ze sprawą informuje mnie, że to nie ich wina (a wcale nie pytałem kto jest winien), że jak się likwiduje konto to trzeba przestać podawać stary numer. Odpowiedziałem, że ludzie czasami się przeprowadzają i zdarza się, że korespondencja trafia na stary adres i że nie jest raczej używana jako papier toaletowy lecz trafia do adresata. Kobieta była inteligentna argument trafił. Jednak próbowała dalej się bronić, a jak wiadomo najlepszą obroną jest atak, więc atakowała.
- A to co był Pan za granicą, że nie wiedział pan, że brakuje panu pieniędzy? Chciałem zapytać ja o jej ewentualne SBckie korzenie bo tego typu podejście charakteryzowało kiedyś tylko wybitnych przodowników pracy operacyjnej i być może to rodzinna tradycja, ale dałem spokój. Z wymuszonym uśmiechem zapytałem tylko grzecznie: A co to Panią obchodzi? Była naprawdę inteligentna, bo argument też trafił. Jednak nie spoczęła. Stwierdziła, że konto winno być zamknięte. Ale były na nim pieniądze, więc nie mogli go zlikwidować, dlatego nie trafiały z powrotem do adresata. Czyli, że można być trochę w ciąży - odparłem. Nastąpiły potem filozoficzne dywagacje z których zrozumiałem, że Między likwidacją a nie likwidacją konta jest tajemny stan przejściowy, w którym znalazło się moje konto. Nie kupiłem tego i przystąpiłem do kontr ataku.
- Czyje są pieniądze na istniejącym - nie istniejącym koncie? - zapytałem
- Oczywiście Pana - odparła spryciula. Więc po pierwsze żądam wypłaty, po drugie może wszystko byłoby o.k. ale jeśli kasa jest moja to mam prawo wiedzieć, że w ogóle jest. Jest coś takiego jak poczta i telefony... Po czym nadmieniłem, coś o podejrzeniu popełnienia przestępstwa wyłudzenia i że jest w Komedzie Wojewódzkiej Policji taki wydział do walki z przestępczością gospodarczą. Po tych słowach sprawy nabrały gwałtownego przyspieszania a stosunek Pań (już Pań, jakoś międzyczasie się rozmnożyły i nawet szepcząc do ucha „prowajderce” pośrednio uczestniczyły w dyskusji) za pulpitem w stosunku do mojej osoby zmienił się radykalnie. Szybkie telefony, faksik nie wiadomo gdzie, dowcipy w rodzaju: że uzbierała się okrągła sumka i że jak bym składał do skarpety to nigdy bym tyle nie uciułał...... Po czym w mgnieniu oka dostałem kwit do kasy i czym prędzej opuściłem placówkę z przyrzeczeniem, że nigdy tam jż nie wrócę.
Okazało się, że dostałem od byłego, byłego szefa jakąś nagrodę – nawet nie wiem za co. Jednak nie był takim draniem za jakiego go miałem. Dowiedziałem się też, że ego rodzaju działania banków to normalka. Na takich klientów jak ja mówi się podobno "martwe dusze". No i jak to miało nie walnąć. Oczywiście, że kryzys finansowy to przeminie to przesada, ale jeśli takich jak jak przemnożyć razy milion? Jedno jest pewne: macie tam niezły burdel siostry. Jak tak jest na całym świcie to potwór globalizmu nie jest taki straszny jak go malują.
Kryzys będzie i będzie boleć, ale co tam. Biedni i tak będą biedni, a bogaci może trochę zbiednieją. Prawie dwadzieścia lat temu jeden mądrala opowiadał brednie o końcu historii. Jak historia ma się skończyć to ludzie przestali by blogować. Życie stawia przed nami wile niespodzianek.
czwartek, 11 września 2008
Głupawka
- Popatrz Pan co za draństwo! Szefem biblioteki publicznej zrobili etymologa! Co facet od motyli może wiedzieć o zarządzaniu biblioteką?
Złapała mnie głupawka. Facet nie poznaje mnie już na ulicy... Należy pracować nad swoimi odruchami.
piątek, 29 sierpnia 2008
Korupcja
Przyszła mama. Powiedziała co bym się odsunął i nie przeszkadzał, bo ona musi mu coś na ucho powiedzieć. Ten natychmiast przestał wyć. Mama szepnęła coś do ucha.
- Prawdziwy!? - zapytał.
I już wiadomo było, że korupcyjna propozycja poskutkowała. Przestał płakać, wstał natychmiast i nawet prawie sam się ubrał... Ciekawe tylko co to ma być i ile będzie kosztować.
Milczą solidarnie oboje...
poniedziałek, 25 sierpnia 2008
Demokracja w Kościele?
Dzisiaj dotarła do mnie medialna wieść, że ktoś rozważa możliwość wprowadzenia w Kościele Katolickim kadencyjności proboszczów w parafiach. Co za kretynizm. W dobrze zorganizowanej hierarchicznej i monarchistycznej strukturze Kościoła, ktoś wpadł na pomysł, aby ją oddolnie zdemokratyzować. Demokracja i monarchia to dwa światy i nie ma większego powodu aby te porządki mieszać. Coś co nazywamy monarchią konstytucyjną to nic innego jak system demokratyczny zachowujący pozory i autorytet monarchistycznej przeszłości. W Polsce też nie wyszło, choć przez wiele lat działano nieźle – wolna elekcja. Choć może ten pomysł jest najbliższy ideałowi?
A wracając do kadencyjności proboszczów. Pomysł chory z założenia. Proboszcz w parafii jest liderem wspólnoty parafialnej, lepszym, gorszym, ale jest przede wszystkim członkiem tej wspólnoty. Wprowadzenie kadencyjności powoduje, że jest on urzędnikiem przywieziony w teczce. Wtedy troska o wiernych i parafię sprowadza się do administrowania, stosowania procedur. Innymi słowy ograniczona jest aktywność. A to niebezpieczne.
Przyszedł mi w tej chwili na myśl genialny Franciszek Pieczka w "Konopielce" Leszczyńskiego, gdy opowiadał o Bogu i diable. „A diabeł to by tylko poprawiał, udoskonalał”… http://filmpolski.pl/fp/index.php/1673_6
niedziela, 24 sierpnia 2008
Wreszcie o pomnikach i nie tylko
Będzie to post z pomnikami w tle. W końcu tytuł bloga do czegoś zobowiązuje. Ale na poważnie
Jechałem samochodem i w radiowych wiadomościach usłyszałem, że jacyś faszyści czy neofaszyści zdewastowali pomnik ofiar Holocaustu w Berlinie, malując na nim swastyki. Pomijam kwestie, że w Niemczech nie było faszystów lecz narodowi socjaliści, ruch pokrewny do włoskiego faszyzmu i że autorowi newsa chodziło może bardziej o nazistów. Dowiedziałem się także, że w Berlinie działa ok. 2 tys. aktywistów skrajnie prawicowych ugrupowań. Kolejny szok. Zawsze myślałem, że narodowy socjalizm to ruch lewicowy, socjalistyczny jak sama nazwa wskazuje. No dobra jak mówią menele: "Postawisz wino będzie twoja racja". Ale gdy usłyszałem dalszy ciąg wiadomości to odruchowo sprawdziłem czy dzisiaj nie prima aprilis, bo powiało surrealizmem. Otóż spiker w radiu stwierdził, że to kolejny wybryk, bo tydzień wcześniej w podobny sposób zdewastowano pobliski pomnik homoseksualnych ofiar nazizmu... O kurde! Myślę sobie. A jak to nie żart? Siadam do komputera i co widzę? To prawda!
Jakoś umknął mi fakt postawienia tego monumentu, jak też i kwestia jego niedawnej dewastacji. Pomijam fakt terroru hitlerowców i ofiar, które wymagają oczywistego upamiętnienia. Ale ludzie ci byli, artystami, lekarzami, żołnierzami, których system ścigał równie mocno i okrutnie, bo był systemem zbrodniczym. Oczywiście ktoś powie, że oni ginęli tylko i wyłącznie za swoje skłonności. A ilu Polaków zginęło tylko za to, że byli Polakami? A Żydzi upamiętnieni tuż obok ginęli na ogół tylko dla tego, że byli Żydami. I tu dochodzimy do sedna sprawy... Dla mnie sposób w jaki ktoś rozładowuje swój popęd seksualny to jego prywatna sprawa, o ile robi to w zaciszu domowego ogniska, ale zastanawia mnie co innego. Zawsze miałem homoseksualistów za kategorie społeczną, czyli zbiorowość posiadającą jakąś określoną cechę, nie jest to na pewno grupa społeczna. http://pl.wikipedia.org/wiki/Kategoria_spo%C5%82eczna
Kategoria społeczna to np. grupy zawodowe, osoby noszące okulary, albo osoby leworęczne. . A tu nagle okazuje się że ta kategoria społeczna stawia pomnik upamiętniający ofiary. Wyobraźmy sobie inne monumenty;
- prostytutek nie dających zomowcom w stanie wojennym,
- rudych zmuszanych do noszenia czapek w zimie przez autorytarne babcie,
- leworęcznych zmuszanych do pisania prawą ręką.
To przecież ABSURD!
Cel „upamiętnienia” jest gdzie indziej. Homoseksualiści weszli na długą i skomplikowaną drogę przestania być kategorią społeczną. Proces ten można porównać do procesów narodowotwórczych, czy klasotwórczych. Musi być wspólna historia, mity, etos, oraz silne poczucie więzi - wtedy możemy mówić już o strukturze, która może być alternatywą dla tradycyjnie istniejących klas i narodów. Partia polityczna robotnicza, czy chłopska nikogo nie dziwi (jeszcze), ale opisywany proces doprowadzi do tego, że za kilkadziesiąt lat obudowane mitami i wspólnym integrującym dziedzictwem historycznym grupy homoseksualistów założą własne partie polityczne, które będą mogły walczyć o prawa dla „prześladowanych”. Homoseksualiści uzyskają pełne prawa i całkowitą akceptację społeczną, choć nie zakładają rodzin, których głównym celem jest prokreacja. Choć przez tego typu postawy doprowadza się do powolnego wymierania społeczeństw zachodnich, ale kogo to obchodzi. Po nas choćby potop! Nie chodzi o samych Homo, chodzi o radykalną zmianę dotychczasowego porządku publicznego i jego atomizację. Wtedy powstanie społeczeństwo jeszcze bardziej „idealnych konsumentów”, którym można bez problemu odebrać np. plastikowe torebki w sklepach wmawiając, że to ekologia, a oni będą jeszcze bardziej szczęśliwi. W zatomizowanym społeczeństwie bez silnych np. społeczności lokalnych i rodzin jedynym „ośrodkiem” opiniotwórczym są media, a one i tak robią ludziom wodę z mózgów jak chcą.
Jakiś czas temu środowiska tzw. „gejowskie” postanowiły zorganizować tzw. Paradę Miłości, a LPR - Paradę Normalności. Pewnie, trzeba się kochać i trzeba być normalnym. Czekałem jak ktoś wpadnie na pomysł zorganizowania Parady Dzieci Wiejskich, które są chyba najbardziej skrzywdzoną kategorią społeczną w naszym kraju (bieda, brak perspektyw, patologie, itp). Nie doczekałem się.
piątek, 22 sierpnia 2008
Teoria czyli o cyklicznym końcu świata
Podobnie jest w globalizacyjnym się biznesie. Firmy są przejmowane przez inne. Różni inwestorzy posiadają akcje przedsiębiorstw często ze sobą konkurujących, co powoduje, że tak zwana gospodarka wolnorynkowa staje się tylko szyldem. Coraz więcej kapitału na świecie należy do coraz mniejszej liczby osób lub rodzin. Analogia do polityki i chęci władzy jest oczywista.
O ile potęgi polityczne pękają jak bańki mydlane z przyczyn zupełnie niezależnych, o tyle podobna sytuacja może spotkać potęgi finansowe. Nie dokona się to poprzez rewolucję lub przewrót. Przyczyną może być na przykład urealnienie gospodarki wywołane kryzysem. Urealnienie? Tak! Współczesna gospodarka to gospodarka wirtualna. Pieniądze, które mamy na kontach bankowych to tylko impulsy elektroniczne nie mające realnego pokrycia w czymkolwiek. Przez długi czas gospodarka światowa oparta była na złocie, potem wymyślono, że ta realność nie jest potrzebna, więc zaczęto produkować sztuczne pieniądze. Jeszcze chwila i wszytko runie jak olbrzymie potęgi polityczne minionych lat. Na ile ta przemiana będzie kontrolowana? Nie wiadomo.
Jedno jest pewne tak jak padały potęgi polityczne z często durnych powodów tak samo musi znikać (urealnić się i skorygować) współczesny świat, który jest zbyt skomplikowany i przesterowany.
Człowiek ryba
- Tak, tak - powiedział - może jak wyrosną mi łuski to zostanę prehistorycznym gadem?
Gry
zna wiele
gier tych
Jarosław Kaczyński
za wiele
karci swych
Drużyna Tuska
myśli
że coś wyłuska
Grupa z Pawlakiem
wyjdzie okrakiem
Widać nowe zjawisko:
zwycięscy nie weszli na boisko
czwartek, 21 sierpnia 2008
Refleksje przy myciu samochodu
W każdym razie się trochę przybrudził i trzeba go było umyć. Był jeszcze jeden powód: ślub w rodzinę. To, że ktoś zgłupiał to jego sprawa ale co mam ja do tego. Niby nie wypada jechać na ślub brudnym samochodem, ale to chyba ja bylem zaproszony a nie on. Wiadomo; stanie kilku cwaniaków i będzie porównywać... Okropnie tego nie lubię!
Nic to. Myję, go i myję i tak sobie myślę: po jaka cholerę jak kupiłem samochód musiałem zmieniać tablice rejestracyjne? Podobno nie trzeba, ale jakoś nie czułem się poinformowany. Od pewnego czasu obowiązują ponoć przepisy likwidujące obowiązek meldunku. To wielka sprawa! Dwieście lat po nadaniu wolności osobistej chłopom wreszcie ktoś oderwał obywatela od miejsca! Aby tak dalej to podpis elektroniczny razem z dokumentem tożsamości pojawi się za następne 100! Inna sprawa, że są kraje, gdzie dokumenty tożsamości w rodzaju dowód osobisty nie są nikomu do niczego potrzebne. Ale za nim nasi urzędnicy zrozumieją, że gdzieś jest inaczej i może u nas by coś ułatwić miną następne lata świetlne. Ułatwianie procedur administracyjnych stało się kolejną procedurą administracyjną, tak jak nie wiadomo jaka metoda wybrać metodę głosowania...
Co do klucza publicznego w dokumencie tożsamości to:
albo stanie się to szybko, bo ktoś zda sobie sprawę, że jest kolejny pretekst do wymiany dokumentów czyli geszeftu,
albo nie stanie się nigdy, bo światowym standardem identyfikacji stanie się analiza DNA albo oka.
I tak zarobi ten kto ma zarobić... Co do tablic rejestracyjnych. Zerwanie z przypisaniem auta do ziemi - co ma w tej chwili miejsce (nie umieszczanie liter na tablicach z kodem miejscowości) spowodowałaby znaczące ograniczenie ich produkcji, bo nikt nie byłby zainteresowany ich wymianą... Policja czy inne służby mogłyby bez trudu i tak zlokalizować właściciela, a innych użytkowników ruchu nie powinno interesować skąd pochodzi właściciel, bo to jego prywatna sprawa.
Ale obywatel to przecież z założenia oszust i krętacz! Inna sprawa, że znaczną część zaświadczeń wymaganych przy różnego rodzaju formalnościach można by było zastąpić oświadczeniami. Zamiast zaświadczenia o niezaleganiu ze składkami ZUS nie wystarczyłoby moje oświadczenie, że nie zalegam?
Stosując takie drobne kroki powoli, bardzo powoli przestaniemy być państwem policyjnym, którym jesteśmy prawie od zawsze. No chyba, że w przypadku tablic rejestracyjnych obowiązują kolejne kretyńskie przepisy unijne. A wtedy to przepraszam!!! :-)
Edukacyjny charakter piractwa
Jest nowy trend, sprzedaż plików za niewielkie pieniądze na telefony komórkowe lub inne urządzenia mobilne.
Jestem – jak całe moje pokolenie i kilka wcześniejszych dzieckiem piractwa. Przy dochodach moich rodziców kupno jednej oryginalnej płyty byłoby skazaniem całej rodziny na trzy miesiące głodowania, więc nikt nawet nie śmiał ścigać za proceder. Jeszcze na początku lat 90 tych kopiowanie płyt na kasety było działalnością gospodarczą, a ludzie nawzajem przegrywali sobie muzykę. Śmiem zaryzykować tezę, że przeciętna wiedza przeciętnego 30 latka na temat muzyki rockowej jest odrobinę wyższa niż ich brytyjskiego lub amerykańskiego odpowiednika, ale właściwie jakie to ma znacznie?
Muzyka i film to towary ale i dobra kultury w całym zgiełku walki z piractwem zapomina się o tej oczywistości. Płyty Beatlesów, Hendrixa, Milasa Davisa czy Pink Floyd, filmy Formana czy Obywatel Kane Orsona Wellesa to prawdziwe klasyki i część światowego dziedzictwa kulturowego tak samo jak piramidy egipskie czy Bazylika Świętego Piotra. Są to części kodu kulturowego współczesnego człowieka i tak jak lektury szkolne powinny być dostępne powszechnie i bez żadnych ograniczeń.
Ktoś powinien wpaść na pomysł i stworzyć „Kanon światowego dziedzictwa audiowizualnego” lub coś w tym rodzaju. Po prostu należałoby za pieniądze jakiejś międzynarodowej organizacji wykupić prawa autorskie do wybranych i dobrze wyselekcjonowanych utworów i udostępniać je za darmo. Co więcej w każdym nowo zakupionym Ipod'ie powinny być od razu umieszczane tego rodzaju utwory. Z pewnością byłoby to tańsze i lepsze rozwiązanie niż walka z wtórnym analfabetyzmem.
środa, 13 sierpnia 2008
Komercyjny aspekt ekoterroryzmu
I tak wszyscy są zadowoleni:
- Ekoterroryści bo okazali się komuś potrzebni, zarobili parę złotych i zrealizowali statutowe cele.
- Managerowie z sieci handlowych bo zbili koszty na nieracjonalne z biznesowego punktu widzenia torebki
- Konsumenci, bo mają czyste sumienie. Gdyby zniknęły jeszcze i tak rzadko pokazywane zdjęcia głodnych dzieci z afryki, to już całkiem sumienie konsumenta byłoby zaćmie i można byłoby w spokoju konsumować. Zadbaliśmy o środowisko bo nie stosujemy już plastikowych torebek...
Cała akcja to oczywiście brutalne oszustwo medialne mające na celu ograniczenie kosztów, a nie walkę z zanieczyszczeniem środowiska. Po prostu zanieczyszczać dalej się opłaca. Gdyby było inaczej obowiązkiem państwa byłoby wymuszenie na producentach stosowania innych opakowań. Jednak wtedy podniósłby się lament, że produkty będą nie konkrecyjne – i producenci będą mieli rację.
O tym, że mamy do czynienia z pozornym działaniem świadczy fakt ilości plastyku w torbach w stosunku do innych opakowań. Prawdziwa akcja proekologiczna nastawiona byłaby na ograniczenie stosowania plastykowych opakowań w produktach, gdzie jest najwięcej tych „nierozkładalnych i szkodliwych” substancji.
Dlaczego na plastikowych opakowaniach napoi, nie umieszczać informacji o tym, aby przed wyrzuceniem butelki do śmietnika odkręcić korek. Nie chodzi o samą butelkę ale o jej odporność na zgniatanie, która jest niesamowita! Taka informacja powinna być na każdym tego typu opakowaniu. Wiele tysięcy metrów sześciennych wolnej przestrzeni na wysypiskach to nie mały sukces? To dostateczny dowód, że działania organizacji ekologicznych mają charakter usługowy względem korporacji.
Poza tym wysegregowane tego typu odpady to już towar, który można sprzedać, przerobić itp. Systemy segregacji są bardzo istotne tylko w durnej UE nikomu nie przyjdzie to do głowy.
Są kraje zwłaszcza III świata, gdzie problem segregacji odpadów załatany jest przez rynek. Wywóz i segregacja odpadów do sposób na zarabianie pieniędzy dla najbiedniejszych z pewnością lepszy od chorego i drogiego systemu pomocy społecznej.
Czekamy na następne pomysły...
Dom kosmitów
- Tato, a czy kosmici mieszkają w niebie?
- Jeśli istnieją, to tak - odpowiadam
- Tato, a czy niebo to dom kosmitów? - dalej pyta
- Niewątpliwie tak.
- To gdzie niebo ma dach?
Trudno odmówić logiki. Jeszcze trudniej odpowiedzieć.
poniedziałek, 11 sierpnia 2008
Obrazek z Bieszczad
wtorek, 5 sierpnia 2008
Od jutra Bieszczady
Akcja na zakupach
- Palił papierosy. Papierowy są nie dobre, nie wolno palić papierów bo potem się umiera jak Dziadek. - aniołek ciąg dalszy.
A teraz finał:
- A teraz dziadek jest wampirem Aaaaaaaa, Wrrrrrrr! - i zademonstrował swoje mleczne uzębienie i pokazał szpony...
Po kim on to ma? Pewnie po dziadku....
poniedziałek, 4 sierpnia 2008
Rodzynki
- Dziadku, gdzie idziesz?
- Do kościoła.
- O, to baw się dobrze!
Wojtek do babci:
- Babciu, a mój tata to twoje dziecko?
- Tak
- Babciu, jak to możliwe, jak do tego doszło?!
Ekoterroryzm czyli nowe oblicze globalizacji
piątek, 1 sierpnia 2008
Trwa zaćmienie - nie tylko słońca, czyli skąd my to znamy?
No i następna kadencja murowana.
czwartek, 31 lipca 2008
Dlaczego nie uczyli nas tego w szkole?
NA MATEMATYKA
Ziemię pomierzył i głębokie morze,
Wie, jako wstają i zachodzą zorze;
Wiatrom rozumie, praktykuje komu,
A sam nie widzi, że ma kurwę w domu.
Jan Kochanowski
Jego stolec stałby się wtedy pierwszym newsem we wszystkich serwisach (zwłaszcza w sezonie ogórkowym) i wywołał publiczna dyskusję na temat konieczności stawiania publicznych toalet. Natychmiast pewne środowiska słysząc o toaletach publiczny przygotowałby społeczny projekt ustawy na temat domów publicznych, które ich zdaniem powinny być naprawdę publiczne. Bardziej trockistowska frakcja przygotowała by projekt nacjonalizacji nie tylko kibelków ale i burdeli, w wyniku czego powstałaby kolejna instytucja też publiczna: Zarząd Przybytków Publicznej Próżności, albo Urząd Ulgi Powszechnej. Oczywiście co obrotniejsi politycy natychmiast powsadzali by tam swoich kolesi. Ruchy ekoterrorystyczne zaprotestowałby przeciwko robieniu w krzakach na stojaka, bo zwiększa to dziurę ozonową a spożywane w pożywieniu konserwanty dostają się do naturalnego środowiska. Oczywiście prezes partii, do której należał jegomość i przewodniczący klubu parlamentarnego wyraziliby swoje ubolewanie z zaistniałej sytuacji i ukarali by upomnienie autora kloca. Potem to już tylko formalność i wykreślenie gościa z życia publicznego, przypięcie etykietki na całe życie o usunięciu z partii i towarzyskim ostracyzmie nie wspominając.
Ale może być też odwrotnie. Mógłby zacząć powtarzać, że rząd tak jak on robi gówno i dobrze wykorzystać czas medialny. Z pewnością w kwestii oceny rządu miałby we mnie swego sprzymierzeńca... Promocja miejscowości byłaby tak duża Powstały nowy segment rynku agroturystycznego organizowałby tam wczasy gastrologiczne. Kop dla gospodarki ograniczyłby, bezrobocie niskie, dzięki czemu Pan Polityk miałby dożywotnią gwarancję wygrania wszelkich organizowanych w okolicy wyborów. Inne miasta zapraszałyby go na odczyty i prezentacje. Było gombrowiczowskie upupienie, teraz przyszłaby epoka ogównienia w czym już teraz specjalizuje się brukowa prasa.
Znalazłby także grono naśladowców choć ma i prekursorów.
Pewien robotnik ze stoczni co przeskoczył przez płot albo przypłynął motorówka też nigdy by się nie spodziewał, że zostanie prezydentem. A jednak. Nie ma tego złego co by na dobre nie wyszło - albo odwrotnie zależy jak na to spojrzeć.
wtorek, 29 lipca 2008
Bańki mydlane
poniedziałek, 28 lipca 2008
Muzyka i muzyka
To, że nie sprzedają się płyty kompaktowe to nie tylko wina mp3. Wbrew pozorom ludzie coraz mniej słuchają muzyki. Słucha się brzękadeł z radia i lasowanych przebojów. Jak inżynierowi Mamoniowi, wielu ludziom podobają się wyłącznie melodie, które już słyszeli więc wiele kawałków jest do siebie tak podobnych. Co nieznaczny, że nie trzeba ich wylansować… Jednakże „brzęczenie” koło ucha nowego przeboju trudno nazwać słuchaniem muzyki. Do tego trzeba mieć nastrój i odpowiednie przygotowanie. Dźwięki z radia czy innych urządzeń pełnią teraz bardziej funkcję użytkową niż rozrywkową.
Przy zderzeniu z Internetem gruchnął także cały system dystrybucji muzyki. Koncerny płytowe zaczynają powoli dostosowywać się do wyzwań z którymi do tej pory próbowano walczyć. Sprzedaż przez sieć? Czemu nie? Już jakoś też nie podnosi się kwestii gorszej jakości, która jeszcze parę lat temu była głównym orężem korporacji. Inna sprawa, że dzięki Internetowi powstały zupełnie nowe zjawiska kulturowe. Lokalny zespół z Australii może stać się bardzo popularny w środowisku rybaków na Morzu Północnym.
Aby uniknąć „szumu” medialnego wielu ludzi wyrzuca telewizory. Co ciekawe, są to przeważnie miłośnicy kina.
Inna sprawa, że sam dźwięk już nie wystarcza. Musi być obrazek, stąd sukces MTV z przed kilku dekad. Odtwarzacze mp3 sprzedają się tak samo jak mp4. Ciągle nowe bodźce... Co będzie dalej? Mp5 czyli mp4 + elektrowstrząsy?
No business like show business czyli kryzys idei postępu
Dlatego tak palącym, także w wymiarze etycznym - problemem jest tworzenie globalnych standaryzowanych systemów zarządzania wiedzą.
Postęp to narzucona nam przez kulturę wiara, że coś nowego zastępuje stare. Ułudzie postępu towarzyszy wiara, że stare jest oczyszczacie gorsze a nowe lepsze. Kiedyś gdy na świat zaczęły przychodzić pierwsze tzw. dzieci z próbówki zapytano Stanisława Lema, czy kiedyś ten sposób rozmarzania stanie się standardem? On odpowiedział, że nigdy chociażby dlatego, że tradycyjny sposób jest o wiele przyjemniejszy...
Co najciekawsze, wiara w postęp nie jest to wiara wcale tak stara. XVII wiek to dopiero moment w którym zdano sobie strawę, że coś takiego jak postęp – zwłaszcza ten technologiczny – w ogóle istnieje. W ostatnich latach nasze oczekiwania co do nowych produktów są przeogromne, zwłaszcza jeśli chodzi o gadżety elektroniczne.
W przypadku technologii pojawia się jeszcze jeden bardzo istotny czynnik hamujący rozwój technologii - ułudę postępu. Badania naukowe zwłaszcza te zaawansowane technologicznie prowadzone są przez instytucje powiązane z korporacjami, które obok armii USA mają środki na realizacji kosztownych i ambitnych poszukiwań naukowych. Wiele nowatorskich i naprawdę potencjalnie zmieniających życie rozwiązań nie jest wdrażanych do produkcji z jednego powodu; wcześniejsze inwestycje w ten obszar badań jeszcze się nie zwróciły.
Przykład: Do dziś w komputerach stosowane są twarde dyski. Mogły by być już dawno zastąpione pamięciami masowymi, ale środki zainwestowane w te technologie jeszcze muszą się zwrócić i dać koncernom zakładany zysk. Oczywiście z pewnością istnieją już biznesplany określające moment zastąpienia tych urządzeń przez pamięci masowe, ale na to musimy jeszcze kilka lat poczekać…
Oczywiście tego typu praktyki nic nie mają wspólnego z wolnym rynkiem, ale kto powiedział, że w dobie korporacjonizmu czyli epoki post kapitalistycznej mamy do czynienia z wolnym rynkiem. Nic podobnego. Akcie przedsiębiorstw należą do różnych inwestorów, którzy dysponują akcjami konkurencji, która w tym wszystkim okazuje się pozorna. Stąd fuzje, dla obniżenia kosztów...
Nie ma lepszego biznesu niż wmówienie komuś, że na czymś zrobi świetny interes. Jakieś 10 lat temu ulice zdobiły białe budki z rożnami, gdzie można było kupić świeżo upieczonego kurczaka. Jednoczesne i masowe [pojawienie się tego rodzaju urządzeń sugeruje, że ktoś mówił ludziom, że zrobią na tym interes. Wszystko oczywiście skończyło się błyskawiczną klapą większości „interesów” bo nie było Az tak masowego popytu na pieczony drób. Wniosek biznes na białych przyczepkach zrobił ktoś kto wmówił ludziom jak będą świetnie na tym wychodzić, oczywiście nie informując ich ile tego typu urządzeń sprzedano w ich mieście. Podobnie we współczesnym świecie jest z technologiami. Ale gdzie tu postęp?